Zaplanowałam wycieczkę do Nieświnia. Tego jestem pewna.
Postój na parkingu przed kościołem pod wezwaniem św. Barbary.
I tu się zaczął bałagan, bo mapa Google pokazywała dwie jego
lokalizacje. Na szczęście mapa okolic Końskich sugerowała jedną. Tyle, że w
miejscowości Fidor. Pojechaliśmy zgodnie z tą mapą, przy tabliczce z nazwą
Fidor, skręcili w prawo i znaleźli się na ulicy Szkolnej w Nieświniu. Kościół
też się znalazł.
A na jego terenie krzyż ustawiony na miejscu egzekucji, którą
przeprowadzili Niemcy 11 czerwca 1944 roku. Zamordowali wtedy 24 mężczyzn ze
Smarkowa i jednego z Koziej Woli. Była to zemsta za pomoc partyzantom. To
miejsce nazywało się wtedy Górka i znajdowało się na terenie folwarku Fidor nad
brzegiem kamieniołomu. Po wojnie zamordowanych ekshumowano i pochowano godnie,
a na miejscu egzekucji wkopano krzyż. Obecna jego wersja jest już nowa, w
dodatku umieszczono przy krzyżu tablice z nazwiskami zamordowanych. Te
informacje znalazłam na stronie Końskie.org (tu link).
Jest jeszcze jedna forma upamiętnienia ofiar egzekucji – to
kamień z tablicą pamiątkową wystawiony w roku 1982 przy ulicy niedaleko
kościoła.
Po odwiedzeniu obu miejsc pamięci wyruszamy na trasę, przy
czym kolega Ed znajduje na mapie Locus kolejną nazwę miejscowości, przez którą
idziemy – to Kozieług. Nie bacząc na ten bałagan nazewniczy maszerujemy
wybranymi ścieżkami leśnymi oraz uliczkami Nieświnia (drugiego kościoła w
miejscu wskazywanym przez Google brak). Jest coraz cieplej. Ale i tak pojawia
się myśl o pięknym jesiennym dniu. Mimo ciepła widać, że lato odchodzi.
Za lasem docieramy do starego dobrego znajomego, jakim
jest zalew na Młynkowskiej w Drutarni. W lutym ubiegłego roku (tu link) był
zamarznięty, teraz woda lśni w słońcu i płynie dalej. Jej rozlewisko za zaporą
jest większe niż było zimą.
Za Drutarnią Basia wypatrzyła drzewo z dużym drewnianym
krzyżem. Dziwne takie – w środku lasu, nawet nie przy drodze. Może jest z nim
związana jakaś historia…
Szosą docieramy na skraj wsi Stara Kuźnica.
Wypada skorzystać z okazji i zajrzeć nad tutejszy zalew na Młynkowskiej.
Każdy spędza czas nad zalewem zgodnie z własnymi upodobaniami. Jedni odpoczywają
na ławeczce, inni maszerują do miejsca, gdzie rzeka wpada do zalewu, jeszcze
inni myją buty po nieszczęsnej wpadce. Nikt się
nie nudzi.
Pora ruszyć na spotkanie z kolejnym zalewem. Tym razem
wędrujemy szlakiem piekielnym przez ładny sosnowy las na północny wschód. Moim
zdaniem to najładniejsza droga całej
wycieczki.
A na końcu drogi wieś Baczyna i zalew na Drzewiczce lub jej dopływie (mieszkańcy twierdza, że to Drzewiczka, mapa ne jest jednoznaczna).
Nieduży. Rekreacyjny – ma przyjemne miejsca do wypoczynku na brzegu.
Mostek nad rzeczką daje okazję do kolejnego strażackiego foto.
Korzystamy z niej skwapliwie.
Do Nieświnia, Fidoru czy Kozieługu wracamy przez las. I
znów, kurczę, przyzwoita droga. Wprawdzie nie wiemy, gdzie dotarliśmy, ale
kościół, pomniki i parking są.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy kapliczce
w Nieświniu, która jest ustawiona na rozstajach dróg. Liczy sobie ona 210
lat.
To koniec trasy wycieczki do miejscowości o wielu nazwach.
Jeszcze tylko w Końskich robimy malutki postój nad stawem w
Starym Młynie. Niedawno zadbano o jego otoczenie, znajduje się wprawdzie na
terenie miasta, ba nawet na terenie
fabrycznym, ale jego brzeg, pomosty, ławeczki sprawiają, że można tu wypocząć.
Na zakończenie relacji jeszcze mapka trasy.
Zdjęcia – Edek i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz