Do Wieniawy wybraliśmy się tuż przed rozpoczęciem
kalendarzowej i astronomicznej jesieni. Wypadało wędrówką wśród pól pożegnać
odchodzące lato. Tymczasem w polach już nie żniwa, a jesienna orka.
Ale zanim w pola,
najpierw zatrzymujemy się przy późnogotyckim kościele pod wezwaniem św.
Katarzyny w Wieniawie. Tym razem możemy obejrzeć go jedynie z zewnątrz. Drzwi
do przedsionka wprawdzie otwarte do wietrzenia, ale krata broni dostępu do
wnętrza. Przed ośmiu laty udało nam się zwiedzić tę świątynię, co możecie zobaczyć w tym linku.
Pora więc wyruszyć na trasę. Kierujemy się szosą na północ.
przydrożna kapliczka, która wydaje się znajoma, owszem - spotkaliśmy ją podczas wycieczki kilka lat temu (tu link)
Drogowskaz sugeruje, że warto skręcić w stronę Kochanowa.
Tak robimy. We wsi mały postój na placyku do ćwiczeń. I pierwsze oczko wodne
tego dnia.
Szosa prowadzi w kierunku wsi Sokolniki Suche. A tu na
granicy wsi spotykamy pozostałości po kopalni piasku. To trzy niewielkie zalane
wodą wyrobiska. Na skraj pierwszego prowadzi przedeptana ścieżka. Zaglądamy zza
zarośli. Widok przyjemny. W dali wyłania się i drugie zalane wyrobisko. Do niego nie sposób podejść bliżej.
My zaś ścieżką wędrujemy ku polom. Tam napotykamy świetną
polną drogę. A co do pól, to mam mieszane uczucie – to jednak płaskie
mazowieckie pola. Nie to co nasze, pofałdowane…
W oczy rzuca się jeszcze jedna przedeptana dróżka w lewo.
Oj, trzeba na niej bardzo uważać, bo prowadzi ona ku brzegowi trzeciego
wyrobiska. Ostrożnie zapuszczamy żurawia w tym kierunku i zaraz wracamy na
drogę.
Na rozstajach dróg mamy do wyboru aż trzy możliwości. Mój
wybór padł na środkową drogę – najsolidniej wglądała. Czasem pojawiały się na
niej wielkie ciężarówki do przewożenia piachu. Czyżbyśmy zmierzali do kolejnej
piaskarni?
I rzeczywiście. Jedna pojawiła się po naszej prawej stronie.
Tam było spokojnie. Zalane wodą wyrobisko wyglądało na opuszczone.
Nieco dalej na zboczu wzgórza wyłoniła się trzecia
piaskarnia. To do niej zmierzały ciężarówki. Tam praca wre. Wyrobisko z daleka
wyglądało na efektowne (też zalane wodą), ale nikt o zdrowych zmysłach nie
będzie się pchać na teren czynnego zakładu w czasie jego pracy. Rzuciliśmy
tylko okiem z drogi na kopalnię.
Dalsza trasa okazała się przyjemnym spacerem polnymi
drogami. Fakt, buty trochę przemiękły w kontakcie z rosą na trawie, ale szło
się wygodnie. Tylko ta prawie jesienna nostalgia ostatnich dni lata wciąż nam
towarzyszyła.
to zdjęcie wprawiło mnie w zdumienie - byłam pewna, że fotografuję jeden traktor, ustawiałam się tak, żeby był w centrum kadru, a potem się okazało, że na polu pracowały dwa traktory (ech, zdziwko krótkowidza...)
Tym sposobem dotarliśmy do szosy, którą tak niedawno
opuściliśmy. Ale jeszcze nie nadszedł czas powrotu do Wieniawy.
Miałam w planie odszukanie dworu w Kłudnie. Trzeba więc było
przekroczyć szosę i powędrować przez wieś.
A tu napotkaliśmy przyjemny skwer na
skraju lasu. Umieszczono tu dosyć oryginalną tablicę upamiętniającą twórców
oddziałów ZWZ i AK na tym terenie.
Po kilku chwilach relaksu na skwerze zapuściliśmy się w
ścieżkę przez las. Nie do końca jestem pewna, czy to aby nie park dworski.
Nawet jeśli, to mocno zdziczały.
I oto zza drzew wyłania się malutka polanka – ogród. A na
niej stuletni dwór Łuniewskich zbudowany prawdopodobnie według projektu Jana
Januszewskiego. Nie wiem, kto jest jego obecnym właścicielem, ale dwór wygląda
na zamieszkały. Nie spotkaliśmy domowników, więc szybko się wycofaliśmy z prywatnego bądź co bądź terenu.
Teraz to już faktycznie pora była wracać do Wieniawy. Przy
drodze napotkaliśmy interesującą kapliczkę z końca XIX wieku.
Gdybyśmy maszerowali cały czas asfaltem, to dotarlibyśmy do
parku podworskiego w okolicy szkoły, ale skusiła mnie polna droga, która nie
tylko skróciła, ale też i uprzyjemniła trasę. Park obejrzymy innym razem.
Nie odmówiliśmy sobie jednak spotkania z figurą św. Jana
Nepomucena w pobliżu cmentarza. Figura pochodzi z końca XVII wieku i jest
wielce oryginalna. Nie zamierzam się czepiać, ale uważam, że tego typu zabytek
zasługuje na rzetelną konserwację, a nie kolejne warstwy farby olejnej. I dlaczego
brązowej?!
Na zakończenie ostatniej letniej wycieczki tego roku jeszcze
krótki postój na terenie łowiska w Jabłonicy. Cisza, spokój i łabędzia rodzina
na spacerze. Jeśli nie jesteś łabędziem, o zgodę na spacer po terenie łowiska
poproś jego właściciela – numer telefonu dostępny w Internecie. My tak zrobiliśmy.
I po wycieczce.
Zdjęcia tym razem
tylko mojego wyrobu.
Zainteresowało mnie pochodzenie nazwy wsi Wieniawa.
OdpowiedzUsuńDoczytałem się że jest to głowa bawoła.
Jest też jak wiemy Generał Bolesław Wieniawa Długoszowski,
jak również Julia Wieniawa aktorka.
Pozdrawiam -Wiesiek
Wikipedia podaje, że nazwa wsi pochodzi od rodu Wieniawitów, którzy tę osadę założyli w drugiej połowie XV wieku.
Od siebie dodam, że przez tę aktorkę trudno się dobić w Internecie do jakichkolwiek informacji o wsi Wieniawa, bo zawsze wyskakują najpierw te, które dotyczą aktorki. Zaczynam podejrzewać, że jest bardzo popularna.
Ania