Kontynuuję przerwaną opowieść o naszych szydłowieckich przygodach.
W drodze na cmentarz żydowski spotkaliśmy przy jednej z ulic
ścianę ozdobioną oryginalnym i estetycznym muralem. Przedstawia on jak na
starej fotografii Szydłowiecką Fabrykę Bryczek i Karoserii Braci Węgrzeckich,
jej pracowników i najbardziej znane wyroby. Ciekawostką może być fakt, że firma
produkowała nadwozia do pierwszych polskich taksówek marki AS, a na muralu
możemy zobaczyć karetkę pogotowia z nadwoziem szydłowieckiej firmy.
Drugi mural przy ulicy Rzecznej wypatrzył Tadeusz. Tu możemy
zobaczyć, jak wyglądał rynek w XIX wieku. Mural jest inspirowany obrazem Józefa
Szermentowskiego i świetnie wtapia się w uliczkę z jej brukiem i uroczymi
schodkami.
Idąc dalej tą uliczką napotykamy ładnie obudowane źródełko.
Po kilku chwilach docieramy do deptaku nad rzeczką Korzeniówką.
Ozdobą tego uroczego
miejsca spacerowego jest kolejny mural. Ten przedstawia dziewiętnastowiecznego
malarza Władysława Maleckiego, który w Szydłowcu spędził dwa ostatnie lata
życia. Mural idealnie wtapia się w otoczenie – drzewa na nim splatają się z
tymi, które wyrastają za murem, sroka namalowana na jednej gałęzi wygląda tak
realistycznie, że zdaje się, iż za chwilę ją wystraszymy i odleci. Artysta przedstawiony
na muralu maluje właśnie jeden ze swych najbardziej znanych obrazów „Sejm
bociani”, a my możemy podziwiać obraz i „pozujące” do niego ptaki.
Trzeba dodać, że autorem wszystkich tych murali jest Łukasz
Gierlak z Paint Everest, grupy zajmującej się artystycznym malowaniem ścian.
W drodze do rynku zatrzymujemy się jeszcze na małe
strażackie foto na mostku, które staje się tradycją grupy.
Przed nami kolejna niespodzianka. Otóż, w
towarzystwie pracownicy informacji turystycznej wdrapujemy się na wieżę ratusza
(bilet należy nabyć za trzy zeta).
Wspinaczka warta swojej ceny – pokonujemy
kolejne kondygnacje, dostajemy lekkiej zadyszki, a w nagrodę zatrzymujemy się
w zaaranżowanej specjalnie dla
zwiedzających pracowni Maleckiego. Niestety, obrazy w pracowni nie są
oryginałami, ale to nie problem. Malarz zresztą też nie mieszkał tak wysoko, a
zajmował pokoiki na pierwszym piętrze.
(Czy zauważyliście, że gdzieś się ukryły dwie modelki liczące na portret pędzla Maleckiego?)
Wreszcie docieramy na taras widokowy wokół wieży. Widoki tam
przyjemne, ale zabezpieczające kraty utrudniają uwiecznienie wrażeń. Nic to, coś się i tak zobaczy.
Mamy też kolejne pamiątkowe foto prawie całej grupy. Autorką jest pani przewodniczka.
Już mnie zmęczyło opisywanie naszej wycieczki, a tu jeszcze
nie koniec wrażeń. Nasza opiekunka zachęca do zwiedzenia kościoła pod wezwaniem
św. Zygmunta. Kościół stary, późnogotycki.
We wnętrzu trochę gotyku, dużo
renesansu, a i barok się gdzieś przewinie. Podziwiamy ołtarze – całe w
złoceniach, marmurowe nagrobki, malowidła naścienne i drewniany strop z
efektownymi scenami. Ba, przewodniczka pokazuje odkryty podczas remontu
narysowany na jednej ze ścian kościoła projekt sklepienia prezbiterium. No, co
krok, to zachwyt.
Po zakończeniu zwiedzania oglądamy jeszcze kościół z
zewnątrz w poszukiwaniu ciekawych inskrypcji wyrytych na murach. Znajdujemy
nawet siedemnastowieczny zegar słoneczny, ale nie mamy pewności, czy potrafimy
odczytać godzinę, którą wskazuje.
I w końcu na widok grupy smętnie odpoczywającej na ławkach
przed kościołem dochodzę do wniosku, że nadszedł moment rozstania z Szydłowcem.
Nie wszędzie zajrzeliśmy, ale przynajmniej mamy po co tu wrócić za jakiś czas.
Każdego, kto chce spokojnie i z fachową pomocą zwiedzić
Szydłowiec zachęcam do zajrzenia na stronę Miejskiej Informacji Turystycznej i
skontaktowanie się z jej pracownikami – tu link.
I jeszcze mały drobiazg związany z budynkiem, gdzie mieści się owa informacja. Tak on wygląda obecnie:
Miejska Informacja Turystyczna obok hotelu "Pod Dębem" mieszczącym się w klasycystycznym budynku dawnej szkoły elementarnej zbudowanej na początku XIX wieku z dzięki funduszom księżnej Anny z Zamoyskich Sapieżyny
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz