Można
przecież mieć. Od maja chciałam wybrać się na wycieczkę do Ciekot, żeby
zobaczyć, co tam nowego. Bo wiedziałam, co nowego się tam pojawiło.
"Tak niedawno był maj", a tu owoce kaliny już czerwone...
I nagle we wtorek wieczorem otrzymuję propozycję zrobienia wycieczki do Ciekot. Mój skromny plan trasy jest za skromny. Nic to, akceptuję wszelkie dodatki, bo wiem – atrakcyjne są. Z tej to przyczyny zdobywamy po raz drugi w tym roku Wymyśloną i Radostową. Tradycyjnie obie góry spowite chmurami, ale i to nie przeszkadza.
pola Krajna z Wymyślonej
widok z Wymyślonej na Dolinę Wilkowską
na Wymyślonej
podejście na Radostową widziane z różnych perspektyw
zejście z Radostowej
posucha w Lubrzance
Po
zejściu z Radostowej przechodzimy na szlak niebieski, który prowadzi do Ciekot.
I wreszcie mogłam obejrzeć ławeczkę Żeromskich – dzieło mojego ulubionego
rzeźbiarza Sławomira Micka i Tomasza Wrony. Jeszcze bardziej ucieszyła mnie
kapliczka nad stawem (płaskorzeźby w niej autorstwa S. Micka). No i sam staw – z wodą i ładną alejką spacerową
wokół. To było nowe dla wszystkich. I to chciałam zobaczyć.
dworek Żeromskich w Ciekotach
ławeczka z rodziną Żeromskich
foto wspólne, ale Żeromscy sobie, a my sobie
zalew w Ciekotach z Łysicą w tle
kapliczka nad zalewem
Szklany Dom
Potem
wódz prowadzi nas w kierunku szlaku niebieskiego. Idziemy Doliną Wilkowską i ze
szlaku są widoki na okolicę – góry, które niedawno zdobywaliśmy i naszą królową
– Łysicę.
przydrożna kapliczka w Ciekotach
na szlaku
Kolejny
zaplanowany punkt programu to zalew w Wikowie. Oglądamy zalew, Łysicę i
niesamowite chmury, które odbijają się w wodzie.
zalew w Wilkowie
wodny parking na zalewie (cukierkowo)
ten sam parking w wersji z horroru
zalew, Łysica i Krajeński Grzbiet na horyzoncie
Dalszą
drogę szef wybrał zaiste genialnie – brzegiem lasu. Porządna ścieżka, potem
niewielkie bagno (podobno niegdyś to, panie, ciężko tu było przejść, ale
teraz…) i znów zaskakująco porządna ścieżka. Ta doprowadziła nas w okolice
Psar.
leśne bajorko
I
znów widoki! Zwłaszcza na podejściu na Pasmo Klonowskie, które zdobywaliśmy
maszerując przez świeżo skoszone pola. Niegłupi pomysł, bo mieliśmy trochę
urozmaicenia i ominęliśmy typowe podejście przez Lisi Ogon.
widok z Pasma Klonowskiego na Łysice i Dolinę Wilkowską
widok na Miejską i Psarską
Zeszliśmy
tradycyjnie w kierunku Huciska i Wzdołu, gdzie poczekaliśmy kilka minut na bus.
Kolega kierownik podał oficjalny pomiar długości trasy – 21,5 kilometra.
Niektórzy narzekali, że trasa
„wysiłkowa”, ale zgodzili się chyba, że ładna. Po wysiłku się odpocznie.
doskonale znany widok na okolice Huciska i Wzdołu
No
i przy okazji doczekałam się wreszcie wycieczki – nie spaceru! I jak tu się nie
cieszyć?
Zdjęcia - Edek i ja
Najwyraźniej Janek chce dostać po mordzie... piękna wycieczka i relacja .
OdpowiedzUsuńA taką metalową rączką to może zaboleć.
UsuńJa tylko sprawdzałem ciepłotę kolan współczesnych i przed-wiecznych.Ania górą!!!
OdpowiedzUsuńI to się nazywa empiryczne podejście do życia. Nawet brak termometru nie może przeszkodzić w badaniach.
Usuń