Brzmi zachęcająco? Będzie prosto? Oczywiście! No to
sprawdzam.
Wracam do Kazimierza Dolnego. Jest wczesny ranek.
Poniedziałek. Raczej zimno. Daję sobie czas do otwarcia Kuncewiczówki, czyli
parę kroków po rynku.
W końcu ruszam w stronę Wąwozu Małachowskiego. Prowadzi nim
znakowana na żółto ścieżka spacerowa. Sam wąwóz raczej nudny, miejski. Kiedy
próbuję zejść z głównej drogi, to zaraz zakaz.
Po drodze zaglądam do Kuncewiczówki, co już opisałam. Po
zwiedzaniu ruszam dalej podziwiać Wąwóz Małachowskiego i szukać śladów
pułkownika Juliusza hrabiego Małachowskiego, bohatera licznych bitew powstania
listopadowego, który właśnie w tym wąwozie zginął w walce z Rosjanami 18 marca
1831 r. Pochowano go potajemnie w pobliżu dworu w Wylągach, a w wąwozie
umieszczono tablicę upamiętniającą bohatera. Zwłoki hrabiego przeniesiono później
do krypty kościoła św. Jana Chrzciciela i św. Anny przy cmentarzu w Końskich.
W wąwozie znalazłam płytę pamiątkową ku czci bohatera
umieszczoną pod dorodnym dębem. Miejsca pierwotnego pochówku Juliusza
Małachowskiego przyjdzie poszukać podczas innej wycieczki.
Pora opuścić Wąwóz Małachowskiego. Rozsądny człowiek
zrobiłby w tył zwrot i pomaszerował do miasta. Optymistka ślepo ufa ścieżce.
Spacerowa przecież jest, nie może być trudna.
Jest i takie miejsce w wąwozie, a niedaleko kazimierskie alpaki, niestety akurat były na urlopie. Może w Peru...
No to zagłębiam się w ścieżkę, która skręca w lewo w
kierunku Wąwozu Czerniawy. Początek taki raczej mało zachęcający. Liczę, że
dalej będzie lepiej. Niestety, im dalej tym gorzej. Ścieżka przeradza się w
wąski wąwozik o stromych ścianach. Tarasują ją początkowo pojedyncze drzewa, a
potem już po kilka pni, wreszcie całe sterty gałęzi. O, ludzie, ile ja się tam
musiałam nagimnastykować! Dobrze, że mam cztery kończyny - dwie na tę ścieżkę to stanowczo za mało. Z wysiłku i strachu cała się zgrzałam. Na zakończenie
jeszcze tylko jeden mocny akcent w postaci gęstych zarośli połączonych z błotem
i już można wyjść w Czerniawach. Wyszłam. Nigdy więcej tej ścieżki! Każdemu
czytelnikowi radzę – nie popełniajcie tego mojego błędu.
Na ulicy zobaczyłam, w jakim stanie są moje buty. Nie
nadawały się do zadawania szyku na rynku w Kazimierzu, ani nigdzie indziej.
Wtedy przypomniałam sobie, że w opisie owej uroczej ścieżki, którą z taką lekkością pokonałam, pojawiła się
informacja o Źródle Miłości (co oni z tą miłością, co źródło, to zaraz
miłość?!). Wystarczyło pójść nieco w prawo. Rzeczywiście, w tym punkcie opis
ścieżki był prawdziwy. Całe to źródło okazało się rurą, z której wypływa woda
do przydrożnego rowu. Stojąc na jednej nodze wyczyściłam oba buty pod strumieniem owej wody.
I wreszcie mogłam spokojnie udać się w kierunku cmentarza
żydowskiego w Czerniawach. Tak, to ten z oryginalną „Ścianą płaczu” utworzoną z
macew, które na początku wojny Żydzi zmuszeni przez Niemców wyrywali z
cmentarza. Posłużyły potem do brukowania terenu wokół więzienia gestapo, a w
latach 80. ubiegłego wieku zaczęto je odkopywać i w ten niezwykły sposób
wyeksponowano.
Ściana, dzieło inżyniera Tadeusza Augustynka, jest wyłożona
macewami nie tylko od strony drogi, ale i od strony cmentarnego lasu.
Można do
niego przejść przez pękniecie w ścianie lub obok niej.
Wtedy zobaczymy, że
część macew umieszczono w ziemi na cmentarnym wzgórzu w bukowym lesie. Oczywiście
już nie było możliwe usytuowanie ich zgodnie z pierwotnym umieszczeniem.
Z Czerniaw wracam do centrum Kazimierza. Zaglądam przy tej
okazji do muzeum w Kamienicy Celejowskiej, która podczas naszego poprzedniego
pobytu w miecie była remontowana.
Z przyjemnością obejrzałam tu obrazy, które
przypomniały mi mój pobyt w mieście pełnym artystów malujących na rynku w
latach 80. Tak, teraz w miasteczku galerii i wystaw nie widać tych, którzy ze
sztalugą i pędzlami siadywali dawniej na rynku i utrwalali tutejsze widoki i
klimat.
Zanim opuszczę Kazimierz, zaglądam na chwilę nad Wisłę. Niebo
nad rzeką wyglądało tego dnia niepokojąco. To zapewne była zapowiedź pogody,
jaka towarzyszyła mi podczas kolejnej wycieczki. Ale o tym opowiem innym razem.
Zdjęcia znów sama
robiłam
Dobrze że uszłaś z życiem... a kierkut robi wrażenie ,ponad nim jest jeszcze jakieś miejsce pamięci ,dojście z drugiej strony raczej.
OdpowiedzUsuńTrochę się sobie dziwię, przecież w razie problemów, nie miałam żadnych szans na pomoc. Głupie to było z mojej strony.
UsuńNie szukałam innego miejsca pamięci z drugiej strony. Musi zostać na kolejny wypad w te okolice.