Odkładaliśmy tę wycieczkę nieskończoność. Bo dojazd z
ciągłymi korkami. Bo już tyle razy tam byliśmy. Bo chyba nam się nie chciało.
I w końcu po odwiedzeniu Skłobów już nie było wyjścia.
Trzeba jechać do Michniowa. Stawić czoło kolejnej tragicznej wojennej historii.
Na początku wszystko wyglądało bardzo sympatycznie.
Zatrzymaliśmy się przy Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie i
poprosili o pozwolenie przejścia przez teren i otworzenie bramki na granicy z
lasem.
Pracownik mauzoleum odprowadził nas do bramy, opowiedział o
mijanych obiektach, wyjaśnił, że część krzyży, które dawniej przywieziono do
ustawienia na Golgocie wsi polskiej jest jeszcze w renowacji, ale wszystkie
wrócą.
I wyszliśmy wprost na początek ścieżki Leśnej Drogi
Krzyżowej. Jej stacje upamiętniają tych, co walczyli i zginęli lub zostali
zamordowani przez okupantów. Dla nas był to spacer przez leśna okolicę, ale też
i wspomnienie wydarzeń historycznych. Zwłaszcza tych, które miały miejsce w
Michniowie.
Ostatnia stacja znajduje się na miejscu, gdzie stała gajówka
rodziny Wikłów, pierwszych zamordowanych przez Niemców podczas pacyfikacji
Michniowa. Edek opowiedział nam o tragicznym losie rodziny gajowego, o
przebiegu wydarzeń w Michniowie 12 i 13 lipca 1943 roku. Zawsze słucha się tej
historii z bólem serca.
A potem ruszamy na dalsza trasę. Tym razem podziwiamy
przyjemne leśne drogi – jedną chodziliśmy często, bo jest moją ulubioną, drugą
dziś właśnie pierwszy raz testowaliśmy i okazała się tak rewelacyjna, że trafia
na mocną pozycję na liście ulubionych.
Obie drogi doprowadziły nas do czarnego szlaku, którym
dotarliśmy na Kamień Michniowski. Tu trochę zdjęć, trochę oglądania skał,
trochę opowieści partyzanckich.
I wracamy do punktu startu. Tym razem idziemy drogami,
którymi dawniej prowadził szlak niebieski.
Bez problemu docieramy do bramy, którą tak niedawno
opuściliśmy teren mauzoleum. Najpierw oglądamy je z zewnątrz, a potem wchodzimy do budynku, który w tej części jest częściowo zadaszony, a częściowo
otwarty na niebo. Jak w starej stodole z prześwitami. Ale nie to jest tam
najważniejsze. Wielkie wrażenie robią wyeksponowane tu zdjęcia. Wycięto z nich
sylwetki tych, którzy zginęli lub zostali zamordowani w czasie wojny. Jest to niezwykle poruszające
– taki orszak duchów.
Potem schodzimy do wąskiego, długiego ciemnego korytarza, w którym znajduje się
ekspozycja „Za pomoc Żydom”. To ścieżka tragicznych losów Żydów i Polaków,
którzy udzielali im pomocy. Są tu świadectwa ocalonych, ale jest i kopia donosu
o ukrywającym się człowieku.
Ta część ekspozycji powinna być ostatnią w kolejności
podczas zwiedzania. Ale my wszak szliśmy nie od wejścia głównego, a od tylnej
bramki. Teraz dopiero zaczynamy zwiedzanie mauzoleum we właściwej kolejności.
Wyciszamy się w ogromnej, pustej, czarnej sali. To Dom ciszy. Wygląda jak
kaplica. Myślę, że gdyby Edek opowiadał nam historię pacyfikacji Michniowa w
tej sali, sprawiałaby równie mocne wrażenie, jak na miejscu spalonej gajówki.
Następnie zwiedzamy ekspozycję, która stopniowo przenosi nas
z pogodnej przedwojennej wsi do czasów wojny, walki z okupantem, eksterminacji
ludności polskiej. Widzimy przykłady bezwzględnego wykorzystywania pracy
rolników, niszczenia ich dorobku, łapanek, wysiedleń i pacyfikacji wsi.
Ekspozycję oglądamy w ciszy, a jednak towarzyszy nam
przejmująca muzyka. Z niewielkich ekranów patrzą na nas świadkowie
wojennych wydarzeń, który prostymi słowami opisują grozę wojennych lat. Możemy
ich wysłuchać przy pomocy słuchawek lub po prostu przeczytać zapis wypowiedzi
na ekranie.
Na wystawie są dokumenty i fotografie z tamtych lat (często to
kopie).
Jedna z sal poświęcona jest pacyfikacji Michniowa. Ludziom,
których wtedy bestialsko zamordowano.
Widzimy i zdjęcia katów. Czytam o karze, która ich spotkała.
Żadna kara nie odda życia ofiarom i nie zmniejszy ogromu zbrodni.
Opuszczamy mauzoleum wstrząśnięci. Każdy z własnymi
przemyśleniami.
Przed mauzoleum zatrzymujemy się przy mogile ofiar
pacyfikacji Michniowa z dwustu czterema nazwiskami wypisanymi na pomniku. Nazwiskami niemowląt, dzieci, kobiet, mężczyzn, zastrzelonych, spalonych żywcem, zamordowanych z niewyobrażalnym okrucieństwem. Ich tragiczny los
opłakuje Pieta Michniowska – świętokrzyska matka bolejąca.
Jeszcze tylko mapka trasy i koniec relacji.
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz