Wtorek zapowiadał się upalny, wręcz trudny do wytrzymania z
powodu wysokich temperatur. Kolega Ed zaproponował więc przyjemny spacer nad
wodą.
Wystartowaliśmy pociągiem do stacji Starachowice Michałów.
Rano było jeszcze przyjemnie ciepło, raźnym krokiem pomaszerowaliśmy w stronę
Kamiennej, przyjrzeliśmy się łąkom będącym pozostałością po dawnym zalewie,
murom tego zalewu, drzewom i podeszliśmy do naszej ulubionej, a niedostępnej
kapliczki w Michałowie.
Ruszyliśmy dalej szlakiem rowerowym w kierunku zalewu Piachy
na skraju Starachowic. Ścieżka szlaku prowadzi przez łąki i ugory. A tam dwa
bociany zrobiły sobie popas – zupełnie się nas nie przestraszyły, spokojnie poszukiwały
pożywienia wśród traw.
Nad zalewem Piachy cicho i spokojnie, kilka namiotów, kilka
wędek i jeden towarzyski pies, który tak mnie radośnie przywitał, że wybrudził
mi łapami spodnie.
Potem niedługi marsz częściowo ulicami, częściowo lasem i
już jesteśmy nad zalewem na Lubiance. Tu widać, że prace remontowe dobiegły
końca.
Po wodzie niosą się głosy plażowiczów, na leśnym brzegu spotkaliśmy
niewielkie grupki tych, co uciekają od zgiełku. Z przykrością dodam, że
porzucone śmieci również tam były.
Po przejściu mostu znaleźliśmy się w centrum nowego terenu
nad zalewem. Ludzi już więcej, ale na razie nie było tłumów. Przespacerowaliśmy
się alejką na brzegu zalewu, potem nas poniosło na dwupoziomowe molo.
Widzieliśmy też plac zabaw, boisko, ściankę do wspinaczki, ba – nawet marinę.
Jest światowo, bez dwóch zdań.
Dalsza trasa prowadziła ulicami miasta szlakiem zielonym. Wbrew
pozorom nie była trudna w upale, bo jednak chodnik często w cieniu.
I tak dotarliśmy nad zalew Pasternik. Tu wita przybywających
do miasta jeden z jego sztandarowych produktów – STAR 1142 upozowany na
trawniku.
Potem pora wejść na groblę dzielącą zalew na dwie nierówne
części. Północna stanowi ujęcie wody dla
miasta, a południowa pełni funkcje retencyjne.
Próbowaliśmy przejść całą groblę, ale po 20 minutach w słońcu i upale ja się
poddałam, kolega Ed wytrzymał z 5 minut dłużej. Wróciliśmy na spokojną ławeczkę
na początku grobli. Zapewniła nam cień, a lekka bryza od wody ochłodę.
Jeszcze tylko pożegnalny rzut oka na zalew i pora wsiadać do
pociągu.
I po wycieczce. Wbrew pozorom nie była męcząca.
Zdjęcia – Edek i ja
Fajnie mają...
OdpowiedzUsuńNaprawdę. Szczerze im zazdroszczę. Kiedy odchodziliśmy od Lubianki, to mijały nas sznury samochodów jadących w stronę zalewu. No i mają autobus kursujący w wolne dni nad zalew. A u nas? Piętnastka tylko w robocze, a siódemka w stronę zalewu raz na dwie godziny.
Usuń