W gruncie rzeczy celem głównym był jeden – staw w
Koszorowie, za którym po siedmiu latach niewidzenia okrutnie się stęskniłam.
Inne pojawiły się po drodze.
Wystartowaliśmy w Chlewiskach w pobliżu tamtejszego
cmentarza. Wypatrzyliśmy kilka interesujących nagrobków. Szczególnie zauważalna
jest renowacja grobu weterana powstania styczniowego – Antoniego Lityńskiego.
Pamiętam ten nagrobek sprzed kilku lat, wtedy był już mocno poszarzały.
Z Chlewisk wędrujemy czerwonym szlakiem do Stanisławowa. Mam
w pamięci skromny staw w tej wsi. Jest! W letniej wersji chyba jeszcze nigdy go
nie oglądaliśmy. Woda w nim jakby zrudziała, zakaz łowienia ryb ciągle
aktualny. Mimo to sprzęt na pomoście w pełnej gotowości. Kto wie, może i ryby w
tym stawie żyją…
Za Stanisławowem wchodzimy na przyjemną leśną drogę
prowadzącą w kierunku Koszorowa.
Rezygnuję z niej jednak na skraju wsi, bo mapa obiecuje leśne
źródełko przy szosie. Niektórzy nie wierzą tej obietnicy, ja jednak twardo
bronię mapy i jej prawdomówności. Nie zawiodłam się. Źródło jest. Solidnie
obudowane, woda niego stale wypływa. Cieszy się popularnością wśród mieszkańców.
I wreszcie spotykamy staw w Koszorowie. Tak dawno go nie widziałam,
że wydaje mi się większy i ładniejszy niż był. To, oczywiście, nieprawda. Jest
taki sam, jak był. W słońcu wygląda przyjemnie, wiatr delikatnie marszczy jego
powierzchnię, wędkarze czatują na stanowiskach. Nic, tylko spędzić tu cały
dzień.
My jednak wędrujemy dalej. Za wsią wkraczamy na przyjemną
drogę obsadzoną dorodnymi dębami, a potem wychodzimy w pola.
Mapa internetowa obiecuje spotkanie z
niewielkim stawem. Dotrzeć do niego początkowo nietrudno – idziemy po świeżo
skoszonej łące. Sam staw jednak prawie niedostępny. Jest otoczony gęstymi
chaszczami. Z trudem się przedarliśmy do brzegu. Pomogły nam ślady zwierząt,
które tu zapewne do wodopoju zaglądają.
Wracamy na wcześniejszą drogę, która w lesie ma nas
doprowadzić do ładnej polnej drogi w kierunku Chlewisk. I ta droga właśnie jest głównym problemem
całej trasy. Niby jest, ale co jakiś czas przegradza ją taśma ogradzająca teren
prywatny z zakazem wjazdu. Zakazu wstępu nie ma, no to idziemy, ale żeby to
było przyjemne, nie powiem.
Na końcu drogi mamy widok na wzniesienie o nazwie
Łysa Góra. Nawet je zdobywamy, ale co to za góra – 238 m n.p.m.? Jak na
mazowiecki warunki – spora.
I tu już by można było zakończyć wycieczkę, ale za krótka
była. Warto ją przedłużyć. Postanawiamy zajrzeć do parku przy dawnym pałacu Odrowążów, obecnie hotelu Manor House w Chlewiskach. To świetny pomysł, a relacja (plus 3 stawy) w kolejnym wpisie.
cdn
Zdjęcia – Edek i ja
Ciekawe miejsca...
OdpowiedzUsuńOwszem. Dawniej często w tych okolicach bywaliśmy, a ostatnio zostały zaniedbane przez nas. Próbuję wrócić do starych znajomych miejsc.
Usuń