Było tych spacerów kilkanaście, o różnych porach dnia, w różnych
kierunkach. Zbierzmy je dziś w pierwszą opowieść.
Każdy szanujący się kuracjusz spaceruje po Parku Zdrojowym. Trzeba jednak przyznać, że tłumów tam nie ma. No i sam park w tym roku nie
wygląda najlepiej. Jest w trakcie intensywnych zabiegów kosmetycznych. Rzuca
się to szczególnie w oczy w okolicy sanatorium Książę Józef. Staw, zasilający
go strumyk i wyspa to jeden wielki plac budowy. Raczej mało fotogeniczne.
"Panny nałęczowskie" - rzeźba profesora Adama Smolany (tylko tak można pokazać fragment budynku sanatorium z pominięciem placu budowy)
Ładnie prezentują się za to niektóre budynki w parku. Rzućmy
na nie okiem.
Nie potrafiłam odmówić sobie wizyty w pijalni, gdzie nie
tylko podziwiałam rzeźby oraz efektowne palmy i araukarie w donicach.
Skosztowałam też jednego z trzech rodzajów wody mineralnej – wszystkie
zachwalano jako uspokajające, ale większość kuracjusz piła wodę ze Źródła
Miłości. To i ja też.
Palmiarnia z wystawą rzeźby "Postacie Nałęczowa" (plon pleneru w roku 1978)
Źródło Miłości (chwilowo w remoncie)
Źródło Miłości (chwilowo w remoncie)
Zatrzymajmy się na momencik w pobliżu najsłynniejszego
obiektu Nałęczowa, jakim jest bez wątpienia pałac Małachowskich. No cóż, i pałac
w remoncie. Cały skryty za ogrodzeniem i płachtami szczelnie go otulającymi.
ponad rusztowaniami widoczny jedynie kartusz herbowy zdobiący pałac (po lewej herb Pilawa Potockich, po prawej Nałęcz Małachowskich)
Skoro jesteśmy w parku, to warto przyjrzeć się i roślinom.
Najbardziej rzuca się w oczy rozłożyste drzewo z łańcuszkami zielonych kwiatów.
To skrzydłorzech kaukaski. Są też liczne kasztanowce, graby, topole. Kwiatów
raczej niewiele. Pewnie z powodu prac remontowych.
Park możemy opuścić jedną z bram. Wybierzmy wschodnią.
Kieruje nas ona prosto na najbardziej efektowną w kurorcie Aleję Lipową.
Znajdujące się przy niej wille są naprawdę eleganckie. Większość powstała w
dziewiętnastym wieku. Trudno je fotografować, bo otoczone zadbanymi ogrodami ze
starymi drzewami są raczej skryte przed wzrokiem przechodnia niż wyeksponowane.
No i te tabliczki „Teren prywatny”.
figura św. Michała Archanioła w zwycięskiej walce z szatanem umieszczona w najbardziej znanym obiekcie Alei Lipowej - kapliczce, którą niektórzy uważają za pomnik nagrobny
Idąc tą aleją na wschód docieramy do charakterystycznego
budynku – to tak zwany „Ludowiec”, czyli Dom Ludowy zbudowany w roku 1906 z
inicjatywy Nałęczowskiego Towarzystwa Kredytowego. Był bankiem, ale i miejscem
spotkań w tutejszej herbaciarni, późniejszej czytelni.
Z tego miejsca już tylko kilka kroków dzieli nas od kościoła
pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela. To osiemnastowieczna świątynia, wzniesiona
na niewielkim wzgórzu, otoczona drzewami, trudno ją obejrzeć w całości czy sfotografować.
We wnętrzu zainteresowała mnie tablica epitafijna Marianny z Potockich
Małachowskiej, ambona, kilka obrazów, kaplica boczna. No i efektowna ceremonia
odsłaniania obrazu w ołtarzu głównym, która odbywa się na początku każdej mszy
(zasłanianie, rzecz jasna, pod koniec nabożeństwa).
Niezwykle interesujący jest cmentarz, do którego prowadzi
niewielka brama tuż przy kościele. Spacer po cmentarzu to prawdziwa lekcja
historii Nałęczowa. Spotykamy tu nagrobki zwykłych obywateli miasta oraz tych zasłużonych
– lekarzy, inżynierów, pisarzy (o nich innym razem), uczestników powstania
styczniowego, wojen, Sybiraków, a także kuracjuszy, którzy przybyli do
Nałęczowa i tu zmarli. I wszyscy otoczeni szacunkiem na tym cichym, a jakże
pięknym cmentarzu.
Kuracjusze odwiedzają chętnie i inny kościół. To świątynia w
centrum miasta, przy niezwykle ruchliwej ulicy Armatnia Góra – drewniany
kościółek zbudowany według projektu Stanisława Witkiewicza, ufundowany przez Ludwikę
Benni. Patronem kościółka jest św. Karol Boromeusz, patron ludzi chorych, nic
więc dziwnego, że odwiedzają go ci, którzy do Nałęczowa przyjechali po zdrowie.
Zanim zakończymy pierwszy nałęczowski spacer, spójrzmy
jeszcze w niebo. A tu, wśród koron drzew Alei Lipowej kołyszą się balony, które
zachęcają do obejrzenia zawodów balonowych, a może skorzystania z lotu balonem
nad miastem. Ja nie miałam takiej okazji, ale może ktoś z czytelników się
skusi…
Zdjęcia mojego
wyrobu.
Wygląda na to, że miałaś sporo czasu... sporo widziałaś.
OdpowiedzUsuńByłam tydzień, a widziałam rzeczywiście sporo. Poza tym trochę się kręciłam po okolicy. Ten wpis to dopiero początek relacji.
Usuń