Było lato 1987 roku, pani Maria Rell zdobyła dla swoich
pupilek – recytujących nauczycielek – miejsca na plenerze artystycznym w
Kazimierzu Dolnym. Miałyśmy pracować nad repertuarem, ale bardziej nas ciągnęło
do rozrywek – a to wycieczki, a to wieczorki literackie, a to spacery.
Największym przeżyciem owego pleneru było spotkanie z pisarką – Marią
Kuncewiczową, która zaprosiła grupę świętokrzyskich nauczycieli (byli tam
malarze, poeci z całego województwa) na popołudniowe spotkanie. Pisarka
siedziała w wygodnym fotelu, my zasłuchani, wokół niej, w ogrodzie. W tle widać
było otwarte drzwi do domu. Tam nie mogliśmy wejść. Nie wypadało nachodzić
pisarkę. Najlepsze miejsce zajął Lech Szypa ze sztalugą i płótnem, na którym
malował portret pani Marii. Alicja, jego późniejsza żona, prowadziła wywiad z
pisarką, zapisywała jej odpowiedzi. Miały się później ukazać w lokalnej prasie.
Wtedy nie udało mi się znaleźć w druku tego wywiadu, dopiero teraz przeczytałam
jego fragmenty w Internecie (tu link). Po zakończeniu spotkania wróciliśmy na
kwaterę pełni wrażeń. Później okazało się, że Lech i Alicja zostali
indywidualnie zaproszeni powtórnie, by on mógł dokończyć portret, a ona dać
wywiad do autoryzacji. Jakże im tej wizyty zazdrościłam!
Mijały lata, a ja wciąż myślałam o tym, jak wejść prze tamte
otwarte, a jednak niedostępne drzwi. I wreszcie się udało! Dotarłam do
Kuncewiczówki, gdzie zostałam potraktowana jak gość i mogłam spokojnie
pospacerować po domu „Pod wiewiórką” (tylko zdjęcie wiewiórki nie wyszło…),
który obecnie stanowi oddział Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu.
Na początek spotkanie z Marią i Jerzym Kuncewiczami, którzy
opowiadają o powstaniu willi. Jej projektantem był znany architekt, Jerzy
Siciński. Potem opowieść przeradza się w rozważanie o życiu i miłości. Ten
krótki film można obejrzeć w willi, wtedy robi największe wrażenie, ale można
go też posłuchać w sieci – tu link.
Zajrzyjmy teraz do saloniku na parterze. Ekspozycja jest tak
urządzona, że zwiedzający czuje się jak gość, na którego czeka herbata podana
elegancko na stole nakrytym koronkowym obrusem. Gospodyni za chwilę się pojawi,
na razie zachęca do oglądania bibelotów w szafce za szkłem czy panoramy
Kazimierza w formie makiety.
Potem można się udać na piętro. A tam prywatne pokoje –
sypialnie, gabinet, garderoba.
Gospodyni wciąż nieuchwytna, ale za chwileczkę
wpadnie do garderoby, aby założyć jedną z eleganckich sukien lub sięgnie po
lusterko, żeby sprawdzić, czy z fryzurą wszystko w porządku.
oryginalne stroje Marii Kuncewiczowej wiszą na drewnianym wieszaku po lewej, kolorowe sukienki pochodzą z filmu "Dwa księżyce" nakręconego według prozy Kuncewiczowej
Gospodarz odłożył
już gazety, które czytał, i za moment zejdzie do gości.
Korytarz i klatka schodowa nieco mylą gościa, ale w końcu
udaje się dotrzeć do kuchni z jadalnią. I tu stół ładnie nakryty, chyba do
śniadania. W szafkach zwyczajne sprzęty znane z czasów Peerelu. Dziwi zestaw
nadzwyczaj pospolitych garnków z aluminium oraz jednopalnikowa kuchenka
elektryczna. Jak w takich warunkach można było przygotować najskromniejszy
obiad dla rodziny, że nie wspomnę o licznych gościach, jacy tu bywali? Otrzymuję
wyjaśnienie – nie zachował się autentyczny wystrój kuchni. To, co oglądam to
tylko aranżacja na potrzeby ekspozycji. Zdaje się, że sztućce autentyczne,
Kuncewiczów.
I jeszcze jeden element wystroju domu rzuca się w oczy – to
piękne piece i kominki. Pan Jerzy Kuncewicz mówił, że pragnął ciepłego domu z
ukochaną kobietą. Te piece zapewniałyby mu to ciepło, gdyby były potrzebne.
Wszak państwo Kuncewiczowie zimy spędzali poza granicami Polski.
Zanim opuszczę gościnną Kuncewiczówkę, pozostaje odpowiedzieć
na pytanie: co z portretem, który namalował Lech Szypa? Jest w muzeum. Po
śmierci artysty jego żona przekazała go w darze muzeum. Chwilowo jest
przeniesiony do magazynu, bo w muzeum trwa wystawa czasowa malarstwa pani Marii
Urban-Mieszkowskiej (to obrazy przedstawiające postaci w wielkimi oczyma, które
pewnie zauważyliście na niektórych zdjęciach).
Trzeba więc jeszcze raz wrócić
do Kazimierza. Tym razem głównie, żeby obejrzeć ten portret. A na razie zróbmy mały spacerek po ogrodzie willi.
Na zakończenie wyprawy wypada odwiedzić państwa Kuncewiczów w
miejscu ich wiecznego spoczynku na kazimierzowskim cmentarzu. Spoczywają we
wspólnym grobie na wzgórzu pod rozłożystym drzewem. Zostali w Kazimierzu, tam,
gdzie ich dom i serce.
Zdjęcia mojego wyrobu
Podobno Kuncewiczowie nie bardzo znosili panującą u nas zimę, więc udawali się na ten czas z Kazimierza n/ Wisłą na południe Europy, przeważnie były to Włochy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Wiesiek
Tak właśnie było. I dlatego te piece nieużywane. :)
Ania