środa, 23 sierpnia 2023

Wizyta w Kuncewiczówce, czyli jak po latach spełniłam swoje marzenie

Było lato 1987 roku, pani Maria Rell zdobyła dla swoich pupilek – recytujących nauczycielek – miejsca na plenerze artystycznym w Kazimierzu Dolnym. Miałyśmy pracować nad repertuarem, ale bardziej nas ciągnęło do rozrywek – a to wycieczki, a to wieczorki literackie, a to spacery. Największym przeżyciem owego pleneru było spotkanie z pisarką – Marią Kuncewiczową, która zaprosiła grupę świętokrzyskich nauczycieli (byli tam malarze, poeci z całego województwa) na popołudniowe spotkanie. Pisarka siedziała w wygodnym fotelu, my zasłuchani, wokół niej, w ogrodzie. W tle widać było otwarte drzwi do domu. Tam nie mogliśmy wejść. Nie wypadało nachodzić pisarkę. Najlepsze miejsce zajął Lech Szypa ze sztalugą i płótnem, na którym malował portret pani Marii. Alicja, jego późniejsza żona, prowadziła wywiad z pisarką, zapisywała jej odpowiedzi. Miały się później ukazać w lokalnej prasie. Wtedy nie udało mi się znaleźć w druku tego wywiadu, dopiero teraz przeczytałam jego fragmenty w Internecie (tu link). Po zakończeniu spotkania wróciliśmy na kwaterę pełni wrażeń. Później okazało się, że Lech i Alicja zostali indywidualnie zaproszeni powtórnie, by on mógł dokończyć portret, a ona dać wywiad do autoryzacji. Jakże im tej wizyty zazdrościłam!
 
Kuncewiczówka i jej ogród, gdzie siedzieliśmy przed laty
 
Mijały lata, a ja wciąż myślałam o tym, jak wejść prze tamte otwarte, a jednak niedostępne drzwi. I wreszcie się udało! Dotarłam do Kuncewiczówki, gdzie zostałam potraktowana jak gość i mogłam spokojnie pospacerować po domu „Pod wiewiórką” (tylko zdjęcie wiewiórki nie wyszło…), który obecnie stanowi oddział Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu. 
 
po schodkach na taras i do środka
 
na tarasie
 

Na początek spotkanie z Marią i Jerzym Kuncewiczami, którzy opowiadają o powstaniu willi. Jej projektantem był znany architekt, Jerzy Siciński. Potem opowieść przeradza się w rozważanie o życiu i miłości. Ten krótki film można obejrzeć w willi, wtedy robi największe wrażenie, ale można go też posłuchać w sieci – tu link.
 
projekcja filmowa
 
Zajrzyjmy teraz do saloniku na parterze. Ekspozycja jest tak urządzona, że zwiedzający czuje się jak gość, na którego czeka herbata podana elegancko na stole nakrytym koronkowym obrusem. Gospodyni za chwilę się pojawi, na razie zachęca do oglądania bibelotów w szafce za szkłem czy panoramy Kazimierza w formie makiety.
 



Potem można się udać na piętro. A tam prywatne pokoje – sypialnie, gabinet, garderoba. 
 

 

Gospodyni wciąż nieuchwytna, ale za chwileczkę wpadnie do garderoby, aby założyć jedną z eleganckich sukien lub sięgnie po lusterko, żeby sprawdzić, czy z fryzurą wszystko w porządku. 
 
oryginalne stroje Marii Kuncewiczowej wiszą na drewnianym wieszaku po lewej, kolorowe sukienki pochodzą z filmu "Dwa księżyce" nakręconego według prozy Kuncewiczowej
 

Gospodarz odłożył już gazety, które czytał, i za moment zejdzie do gości.
 

Korytarz i klatka schodowa nieco mylą gościa, ale w końcu udaje się dotrzeć do kuchni z jadalnią. I tu stół ładnie nakryty, chyba do śniadania. W szafkach zwyczajne sprzęty znane z czasów Peerelu. Dziwi zestaw nadzwyczaj pospolitych garnków z aluminium oraz jednopalnikowa kuchenka elektryczna. Jak w takich warunkach można było przygotować najskromniejszy obiad dla rodziny, że nie wspomnę o licznych gościach, jacy tu bywali? Otrzymuję wyjaśnienie – nie zachował się autentyczny wystrój kuchni. To, co oglądam to tylko aranżacja na potrzeby ekspozycji. Zdaje się, że sztućce autentyczne, Kuncewiczów.
 

I jeszcze jeden element wystroju domu rzuca się w oczy – to piękne piece i kominki. Pan Jerzy Kuncewicz mówił, że pragnął ciepłego domu z ukochaną kobietą. Te piece zapewniałyby mu to ciepło, gdyby były potrzebne. Wszak państwo Kuncewiczowie zimy spędzali poza granicami Polski.
 
oryginalny piec huculski przywieziony we fragmentach do Kazimierza i tu ponownie zestawiony
 


Zanim opuszczę gościnną Kuncewiczówkę, pozostaje odpowiedzieć na pytanie: co z portretem, który namalował Lech Szypa? Jest w muzeum. Po śmierci artysty jego żona przekazała go w darze muzeum. Chwilowo jest przeniesiony do magazynu, bo w muzeum trwa wystawa czasowa malarstwa pani Marii Urban-Mieszkowskiej (to obrazy przedstawiające postaci w wielkimi oczyma, które pewnie zauważyliście na niektórych zdjęciach). 
 
jedna z prac artystki
 
Trzeba więc jeszcze raz wrócić do Kazimierza. Tym razem głównie, żeby obejrzeć ten portret. A na razie zróbmy mały spacerek po ogrodzie willi. 

widok na Kuncewiczówkę od strony ogrodu

zapomniałam zapytać, czy studnia działa nadal 
 

Na zakończenie wyprawy wypada odwiedzić państwa Kuncewiczów w miejscu ich wiecznego spoczynku na kazimierzowskim cmentarzu. Spoczywają we wspólnym grobie na wzgórzu pod rozłożystym drzewem. Zostali w Kazimierzu, tam, gdzie ich dom i serce.
 
 
I to już koniec opowieści.

Zdjęcia mojego wyrobu

1 komentarz:

  1. Podobno Kuncewiczowie nie bardzo znosili panującą u nas zimę, więc udawali się na ten czas z Kazimierza n/ Wisłą na południe Europy, przeważnie były to Włochy.
    Pozdrawiam - Wiesiek
    Tak właśnie było. I dlatego te piece nieużywane. :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń