Czy znacie miasto, które na rynku ma pomnik kamienia? Że z
kamienia, to norma. Ale poświęcić pomnik skale, to jest coś. Poznajcie więc
pomnik, który zdobi rynek niewielkiego niemieckiego miasteczka Stolpen. Jest
wykonany z bazaltu i ten bazalt opiewa. Tablica na pomniku głosi, że około 25
milionów lat temu, w okresie trzeciorzędu, w okolicy dzisiejszego Stolpen wypiętrzył
się bazalt.
Zauważyliście kształt elementów pomnika? To kolumny bazaltowe. Tworzą się podczas stygnięcia masy wulkanicznej, z której powstaje bazalt. Masa kurczy się i mamy takie intrygujące kształty. Z tego typu skał jest zbudowane wzgórze, na którym wzniesiono zamek Stolpen. Bazalt jest niezwykle twardą skała, stąd też drążenie zamkowej studni trwało 24 lata.
Zamek na przestrzeni wieków zmieniał swój wygląd i
właścicieli. Był słowiańskim dworem obronnym, siedzibą biskupów miśnieńskich aż
przeszedł w ręce Wettynów, którzy przekształcili go w obiekt renesansowy. Sam
zamek nie stanowi jednej bryły. Składa się z kilku oddzielnych części – baszt,
murów obronnych, kazamatów, części mieszkalnej, kaplicy. Niestety, niektóre
wymienione tu pozostałości zamku są ruinami. Zamek podupadł bowiem po wojnach
napoleońskich, kiedy to wysadzono jego część i tak to już zostało.
Podczas zwiedzania przechodzimy z najniższego dziedzińca do
kolejnych. W sumie czterech.
Wydaje mi się, że w najlepszym stanie zachowały się zamkowe
wieże oraz budynek spichlerza.
Niepozorna, okrągła wieża nosi nazwę Schösser. Przewodnik
wyjaśnił, że nie ma poprawnego tłumaczenia tej nazwy na język polski, no to się
nie martwimy. Podobno zajmował ją poborca podatkowy. Przyznam, że
po cichu zajrzałam do jednego z pomieszczeń na dole, a tam można zobaczyć coś
jakby jego biuro.
Najbardziej imponująca jest wieża Seiger, czyli Wieża
Zegarowa. Podobno w jej wnętrzu zachowały się malowidła i mechanizm owego zegara, któremu zawdzięcza
nazwę. Nie mam na to dowodów fotograficznych, bo z powodu kontuzji kolana nie wchodziłam do żadnej
z wysokich wież.
Mury zamkowe są zwieńczone Wieżą Siedmioszczytową, nazwaną
tak od wieńczącego ją hełmu. Spłonął, biedak, jeszcze w XVIII wieku, to go nie
zobaczymy, ale spokojnie można na nią wejść. Rozciągają się z niej świetne
widoki.
Kiedy grupa podziwiała widoki z wieży, ja zadowoliłam się
widokami z murów zamku i prowadziłam przyziemne obserwacje botaniczne. Na
szczęście na kamiennym podłożu sporo może wyrosnąć.
Wypada opowiedzieć o jeszcze jednej wieży. Ta nosi dwie
nazwy. Jedna od imienia patrona – św. Jana Ewangelisty, a druga od tytułu jej
najsłynniejszej osadzonej – Anny Konstancji hrabiny Cosel.
dowód na obronny charakter zamku - laweta armatnia przed pięciobocznym otworem strzelniczym w murze obok wieży Cosel
I tym oto sposobem zbliżamy się do wyjaśnienia ostatniego
członu tytułu wpisu. Najsłynniejsza metresa Augusta II Mocnego, hrabina Cosel,
była więziona w zamku Stolpen przez prawie 50 lat. Owa dama przez 10 lat była
nałożnicą króla, liczyła, że kiedyś zostanie jego prawowitą małżonką, wbiła się
zapewne nazbyt w dumę i zaczęła prowadzić własne intrygi polityczne. Kiedy więc
na horyzoncie pojawiła się młodsza następczyni, król w sposób bezpardonowy i
okrutny pozbył się "starej (36 lat)" faworyty, zsyłając ją w Boże Narodzenie roku 1816 do zamku
Stolpen, gdzie była więziona początkowo w budynku zbrojowni, a po pożarze,
który tam wybuchł, w wieży św. Jana. Miała swoją niezbyt liczną służbę, mogły
ją odwiedzać dzieci (rzecz jasna, królewskie, tyle, że z nieprawego łoża).
Hrabina mogła opuścić swoje więzienie po śmierci króla, nie
zdecydowała się na to i pozostała więźniarką do końca życia. Zmarła w swojej
wieży i została pochowana w zamkowej kaplicy. Byliśmy na jej grobie, choć
kaplica niestety jest ruiną.
Na zakończenie relacji ze Stolpen zajrzyjmy jeszcze na
chwilkę na uroczy rynek miasteczka. Znajdziemy tam pocztowy słup dystansowy Poczty Saskiej.
Takie obeliski stawiano na rozkaz króla Augusta II Mocnego na terenie Saksonii i
Polski. Każdy miał inicjały królewskie, herby Polski i Saksonii, datę ustawienia (w Stolpen rok
1728), trąbkę pocztową i najważniejsze – wymienione miejscowości, do których
docierała poczta oraz czas potrzebny na pokonanie tej trasy. Na przykład do
Drezna poczta docierała ze Stolpen w 6 godzin, a do dworu (czytaj – Warszawy) w
44 godziny. Nie będę udawać, że ja sama te wiadomości mam od zawsze. Znalazłam
ciekawy artykuł w sieci, z którego zaczerpnęłam te informacje, resztę podpowiedział sam słup. Zajrzyjcie do artykułu, jeśli interesuje was więcej ciekawostek pocztowych (tu link).
a teraz gorzka prawda - słup nie jest oryginalny, tamten jako nieprzydatny został usunięty w XIX wieku, ten jest rekonstrukcją z roku 1996
Cichymi uliczkami opuszczamy Stolpen, żeby ruszyć na
spotkanie z innym interesującymi miejscami w Saksonii.
Zdjęcia – Irena i ja
Piękny obiekt...
OdpowiedzUsuńTeraz to bym go dokładniej obejrzała, bo kolano już nie boli...
Usuń