Kiedy 10 lat temu zwiedzałam tę najsłynniejszą formację
skalną Szwajcarii Saksońskiej, byłam przerażona tłumami zwiedzających i
zachwycona urodą miejsca. Co się zmieniło? Tym razem zwiedzanie w piątek, czyli
tłumy ociupinkę mniejsze. Trasa zwiedzania inna, to i urodę skał można było
zobaczyć w nowej odsłonie.
Pamiętacie może, że w Stolpen spotkaliśmy się z twardymi skałami
wulkanicznymi, jakimi są bazalty. Tu spotykamy osadowe – piaskowce. W
Świętokrzyskiem to urocze w kształtach skałki, na przykład pod Adamowem czy w
Krynkach. Tu mamy do czynienia z prawdziwą potęgą wrażliwego piaskowca i jego
urody wystawionej na działanie takich kosmetyków jak woda, mróz i wiatr.
Możemy
więc podziwiać przeróżne formy skalne – pionowe ściany, baszty, bramy, iglice.
Czasem przypominają zwierzęta, czasem części ludzkiego ciała, a najczęściej
dają pole do popisu fantazji patrzącego.
Dlatego też pokazuję je bez podpisu,
bo raz, że zapomniałam zabrać słuchawki i nie wiem, co opowiadał przewodnik, a
dwa wyobrażajcie sobie, co chcecie. Dokładniejszy opis tych samych skał
znajdziecie w moim poprzednim wpisie sprzed lat – tu link.
Warto też pamiętać, że wśród skał znajdujemy niewielkie luki
– miejsca z widokiem na Łabę i jej brzeg, a na nim kurort Rathen (do niego
jeszcze wrócimy).
na ostatnim zdjęciu rozpoznacie zapewne charakterystyczny kształt góry Lilienstein pokazywanej już w poprzednich wpisach
Niezapominanym przeżyciem było dla mnie zejście z Bastei do
poziomu rzeki.
Minus – bolące kolano, które nie lubi schodów, a tych było pod
dostatkiem.
Plus – bolące kolano, które wymagało zatrzymywania się i
pozwalało podziwiać z bliska formy skalne.
Z daleka też się te formy prezentowały efektownie.
Wniosek: faktycznie nie ma tego złego, co by na dobre nie
wyszło.
No i każda droga ma swój koniec. Nawet ta po schodach. Zeszliśmy
do wspomnianego już kurortu Rathen.
Mam wrażenie, że jest on mniejszy niż Bad
Schandau, ale zdecydowanie bardziej oblegany przez turystów. Łaba dzieli
miasteczko na dwie części: Niederrathen i Oberrathen (czyli Dolne i Górne Rathen).
Na początku wylądowaliśmy w tej pierwszej. Króluje tu ruch pieszy (bardzo
ożywiony) i bezruch nad kufelkiem piwa w licznych knajpkach. Zmęczona pierwszym
uległam drugiemu, a w piwiarni na świeżym powietrzu spotkałam uroczego, choć
niezbyt rozmownego, przystojniaka.
Bez trudu można zauważyć, że dominującą formą zabudowy tej
części kurortu jest budownictwo szachulcowe.
Nad miasteczkiem góruje średniowieczne zamczysko Altrathen.
Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z XIII wieku. Niewiele średniowiecznych murów
zachowało się do naszych czasów, a pod koniec XIX wieku zamek rozbudowano w
stylu neogotyckim. Jego powojenne losy bywały zmienne, ale zamczysko było
dostępne dla turystów. Teraz już nie. Ma prywatnego właściciela i jest
zamknięte dla ruchu turystycznego.
Skoro jest zamek Altrathen, to może warto zapytać, czy jest
też Neurathen (alt – stary, neu – nowy). Odpowiedź jest niejednoznaczna. I tak,
i nie. Istniała twierdza Neurathen posadowiona na zboczu Bastei. Ba, nawet
przechodziliśmy w pobliżu jej ruin (już podobno w połowie XVI wieku twierdza
została ruiną), ale wejście do niej było zamknięte z powodu jakichś prac. Czyli i stare i nowe niedostępne dla turystów.
Po Łabie pływają parowce, a niewątpliwą atrakcją pobytu w Rathen jest przeprawa przez tę rzekę zabytkowym promem, który przewozi w kilka minut (zdecydowanie za szybko)
na drugi brzeg i pozwala zachwycić się jeszcze pożegnalnym spojrzeniem na góry
i kurort u ich stóp.
tu w centrum zdjęcia jeszcze jeden zabytkowy obiekt kurortu - zameczek "Friedensburg" będący miejscem spotkań o charakterze religijnym wspólnoty ewangelickiej
Mały rzut oka na fontannę w Oberrathen i pora opuścić tę
miejscowość. Inne przygody czekają.
Zdjęcia – Irena i ja
Ale miejsce... ale foty... daj spokój,jestem załamany - nie chce mi się już focić. :(
OdpowiedzUsuńNo coś Ty? Tam, żeby zrobić dobre zdjęcia, trzeba być o świcie lub przed zachodem słońca, kiedy jest pusto i spokojnie. A tak, to walczysz o kadr.
Usuń