środa, 14 sierpnia 2024

Bastei – to samo miejsce, a nie tak samo

Kiedy 10 lat temu zwiedzałam tę najsłynniejszą formację skalną Szwajcarii Saksońskiej, byłam przerażona tłumami zwiedzających i zachwycona urodą miejsca. Co się zmieniło? Tym razem zwiedzanie w piątek, czyli tłumy ociupinkę mniejsze. Trasa zwiedzania inna, to i urodę skał można było zobaczyć w nowej odsłonie. 
 
skały i ludzie - właściwa proporcja
 
Pamiętacie może, że w Stolpen spotkaliśmy się z twardymi skałami wulkanicznymi, jakimi są bazalty. Tu spotykamy osadowe – piaskowce. W Świętokrzyskiem to urocze w kształtach skałki, na przykład pod Adamowem czy w Krynkach. Tu mamy do czynienia z prawdziwą potęgą wrażliwego piaskowca i jego urody wystawionej na działanie takich kosmetyków jak woda, mróz i wiatr.
 
 
Możemy więc podziwiać przeróżne formy skalne – pionowe ściany, baszty, bramy, iglice. Czasem przypominają zwierzęta, czasem części ludzkiego ciała, a najczęściej dają pole do popisu fantazji patrzącego. 
 


Dlatego też pokazuję je bez podpisu, bo raz, że zapomniałam zabrać słuchawki i nie wiem, co opowiadał przewodnik, a dwa wyobrażajcie sobie, co chcecie. Dokładniejszy opis tych samych skał znajdziecie w moim poprzednim wpisie sprzed lat – tu link.
 

dla porównania kamienny most, który był również bohaterem tamtego wpisu sprzed 10 lat
 
Warto też pamiętać, że wśród skał znajdujemy niewielkie luki – miejsca z widokiem na Łabę i jej brzeg, a na nim kurort Rathen (do niego jeszcze wrócimy).
 
 

na ostatnim zdjęciu rozpoznacie zapewne charakterystyczny kształt góry Lilienstein pokazywanej już w poprzednich wpisach

Niezapominanym przeżyciem było dla mnie zejście z Bastei do poziomu rzeki.
Minus – bolące kolano, które nie lubi schodów, a tych było pod dostatkiem.
 


Plus – bolące kolano, które wymagało zatrzymywania się i pozwalało podziwiać z bliska formy skalne.
 
 



Z daleka też się te formy prezentowały efektownie.
 


Wniosek: faktycznie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
No i każda droga ma swój koniec. Nawet ta po schodach. Zeszliśmy do wspomnianego już kurortu Rathen. 
 
 
Mam wrażenie, że jest on mniejszy niż Bad Schandau, ale zdecydowanie bardziej oblegany przez turystów. Łaba dzieli miasteczko na dwie części: Niederrathen i Oberrathen (czyli Dolne i Górne Rathen). Na początku wylądowaliśmy w tej pierwszej. Króluje tu ruch pieszy (bardzo ożywiony) i bezruch nad kufelkiem piwa w licznych knajpkach. Zmęczona pierwszym uległam drugiemu, a w piwiarni na świeżym powietrzu spotkałam uroczego, choć niezbyt rozmownego, przystojniaka. 
 

Bez trudu można zauważyć, że dominującą formą zabudowy tej części kurortu jest budownictwo szachulcowe. 
 

Nad miasteczkiem góruje średniowieczne zamczysko Altrathen. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z XIII wieku. Niewiele średniowiecznych murów zachowało się do naszych czasów, a pod koniec XIX wieku zamek rozbudowano w stylu neogotyckim. Jego powojenne losy bywały zmienne, ale zamczysko było dostępne dla turystów. Teraz już nie. Ma prywatnego właściciela i jest zamknięte dla ruchu turystycznego. 
 

Skoro jest zamek Altrathen, to może warto zapytać, czy jest też Neurathen (alt – stary, neu – nowy). Odpowiedź jest niejednoznaczna. I tak, i nie. Istniała twierdza Neurathen posadowiona na zboczu Bastei. Ba, nawet przechodziliśmy w pobliżu jej ruin (już podobno w połowie XVI wieku twierdza została ruiną), ale wejście do niej było zamknięte z powodu jakichś prac. Czyli i stare i nowe niedostępne dla turystów. 

jak prawdziwy paparazzo zajrzałam obiektywem do ruin twierdzy zza ogradzającego je płotu

Po Łabie pływają parowce, a niewątpliwą atrakcją pobytu w Rathen jest przeprawa przez tę rzekę zabytkowym promem, który przewozi w kilka minut (zdecydowanie za szybko) na drugi brzeg i pozwala zachwycić się jeszcze pożegnalnym spojrzeniem na góry i kurort u ich stóp.
 
parowiec na Łabie
 
widok z promu na zamek Altrathen i nabrzeże

tu w centrum zdjęcia jeszcze jeden zabytkowy obiekt kurortu - zameczek "Friedensburg" będący miejscem spotkań o charakterze religijnym wspólnoty ewangelickiej
 

Mały rzut oka na fontannę w Oberrathen i pora opuścić tę miejscowość. Inne przygody czekają.
 


Zdjęcia – Irena i ja

2 komentarze:

  1. Ale miejsce... ale foty... daj spokój,jestem załamany - nie chce mi się już focić. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty? Tam, żeby zrobić dobre zdjęcia, trzeba być o świcie lub przed zachodem słońca, kiedy jest pusto i spokojnie. A tak, to walczysz o kadr.

      Usuń