Kiedy byłam tu 10 (!) lat temu, czułam niedosyt. Wiedziałam,
że to miasto ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko Stare Miasto. Z Tarasów
Brühla rozpościerał się widok na przeciwległy brzeg Łaby i nietrudno się było
domyślić, że i tam czeka na mnie sporo ciekawostek. Pora wyruszyć na spotkanie
z nimi.
Zwiedzanie rozpoczęłam po przejściu mostem Augusta ze
Starego Miasta do dzielnicy Neustadt (Nowe Miasto). I od razu wylądowałam w samym
sercu barokowej dzielnicy. Z góry dumnie spojrzał na mnie sam elektor saski i
król Polski August II Mocny. Jego blask przyćmił wszystko wokół, jego wysokość
jest bowiem przedstawiony na pomniku jako złoty jeździec na złotym rumaku.
Czytałam, że monument powstały w latach 30. XVIII wieku wykonany jest z
pozłacanej miedzi, ale i tak robi wrażenie. Władca w stroju rzymskiego cezara
wyrusza na północ – do swojego królestwa.
widok ogólny monumentu wystawionego przez przez Augusta III, który w ten sposób oddał cześć zasługom ojca
Tuż przy pomniku można zauważyć dwie nieco poszarzałe
fontanny z postaciami nimf. Niegdyś znajdowały się w pobliżu nieistniejących już sukiennic i ratusza Nowego Miasta. Ustawiono je na tym miejscu dopiero w czasie powojennej
odbudowy Drezna. Podobno symbolizują dwie rzeki – Wisłę i Łabę. Miła legenda,
ale czy prawdziwa…
Zgodnie z moim planem, tu miałam
zakończyć zwiedzanie Nowego Miasta, a ja dopiero je rozpoczęłam. Odrzucam więc plan i szukam
ciekawostek. Zaintrygował mnie efektowny deptak z ławkami i drzewami, na który
wkracza się pomiędzy dwoma rzeźbionym masztami. Rzucają się one w oczy, bo
zupełnie nie pasują do barokowych elementów. Maszty ustawiono w latach 30. XIX w.
dla uczczenia wizyty w Saksonii cesarza Wilhelma I, którego portret w formie medalionu zdobi jeden maszt. Na drugim widnieje portret
ówczesnego króla Saksonii, Alberta.
Ale nie bądźmy drobiazgowi przy ocenieniu, co do czego
pasuje. Wszak enerdowskie bloki z wielkiej płyty w tle barokowych fontann – to
dopiero zgrzyt.
Zaś na deptaku, jakim jest Hauptstraße (ulica Główna)
sąsiadują ze sobą klasycystyczne rzeźby i przedziwne współczesne stworki z
latarenkami. Nie wiem, kto jest ich autorem, ale jedna postrzega: „Jeśli mnie
ukradniesz, przeklnę cię”. No i jak się tu nie bać? Nawet w biały dzień.
Za jedną z figurek zauważyłam interesujący obiekt – ni to
teatr, ni to kościół. Zajrzałam. Warto. Okazało się, że weszłam do ewangelickiego kościoła pod
wezwaniem Trzech Królów. Niby barok, ale kompletnie odbudowany po wojnie. Niby kościół, a sala spotkań i wystaw. Po
bombardowaniu Drezna kościół spłonął, zachowały się jedynie mury zewnętrzne i
wieża.
No i ołtarz główny, który jest eksponowany jako przestroga antywojenna,
nieco tylko odczyszczony po pożarze.
Naprzeciwko ołtarza, na emporze chóru
można podziwiać renesansowy „Taniec Śmierci” – dzieło Krzysztofa Waltera I,
powstałe w roku 1534. I ten relief miał niezwykle burzliwe dzieje, ale nawet
bez ich znajomości możemy po prostu mu się przyjrzeć, zadumać nad losem człowieka.
Opuszczamy kościół i kierujemy się w stronę Placu Alberta (o
nim już pisałam), pora przejść do ulicy Alaun. Kilka minut spaceru i mamy
Kunsthofpassage, czyli Pasaż Artystycznych Podwórek (Dziedzińców). Oj, baroku
tam nie spotkamy, nie. To kilka podwórek starych kamienic, gdzie współcześni
artyści zadbali o dekoracje ścian. Zobaczymy tu zwierzęta, baśniowe stwory czy
żywioły. I wszystko kolorowe, radosne.
Pasaż działa od roku 1999 (O, proszę –
mamy jubileusz). Można tam posiedzieć w knajpce,
wypić piwo czy kawę, zjeść coś smacznego. Mnie się podobało. I to bardzo.
ta fasada jest podobno grającą fontanną, spływająca rurami deszczówka gra; cóż, akurat świeciło słońce
Zamierzałam wrócić nad Łabę ulicą Królewską, ale jakoś źle
skręciłam z Placu Alberta i weszłam w ulicę Teresy. Szczęśliwa pomyłka.
Królewska jest ulicą barokowych rezydencji, a tu szłam cichą uliczką z
przyjemnymi willami z początku XX wieku. Zauważyłam nawet sporo secesyjnych
elementów zdobniczych. Sami zobaczcie.
I w końcu pora zmierzyć się z Pałacem Japońskim. Imponujący
to obiekt i wielce oryginalny. Ja zbliżam się do niego od strony dawnej bramy
wartowniczej, w której w czasach NRD mieścił się Urząd Stanu Cywilnego, obecnie
klub muzyczny. Wiem, słabo to brzmi i wygląda nie lepiej.
Sam zaś pałac zbudowany przez Matthäusa Pöppelmanna dla hrabiego Fleminga miał być pałacem holenderskim.
Ale nie z Augustem Mocnym takie numery. Nie potrafię powiedzieć, jak władca stał
się właścicielem pałacu, ale po jego przejęciu przeznaczył go na zbiory
dalekowschodniej porcelany i przekształcił w obiekt japoński. Ostatecznie pałac
służy innym celom, ale zdobiony jest w stylu jakoby japońskim.
Wewnętrzny
dziedziniec między oknami ma efektowne pilastry zwieńczone atlasami. Ale te
atlasy to nie starożytni atleci, a figury Japończyków. Mnie oni przypominają
bardziej Chińczyków, ale co ja tam wiem. W każdym razie mam wrażenie, że nie ma
dwóch identycznych figur.
Czasu na
zwiedzanie mam coraz mniej, nie oglądam więc ekspozycji muzealnej (szkoda, za
darmo jest) i pędzę na bulwar nad Łabą.
Pech. Akurat
zaczyna padać. Na szczęście docieram do uroczej altanki o nazwie Milchpavillon.
To mój drugi monopter w Dreźnie. Ten jednak całkiem nowy – z lat 30. XX wieku, kiedy
to służył jako kiosk do sprzedaży mleka (stąd nazwa - w tłumaczeniu: Pawilon
Mleczny). Podczas deszczu jest znakomitym schronieniem. Zgromadziło nas się tam
z dziesięć osób. A po deszczu porcelanowe dzwoneczki na kopule altanki uroczo
zagrały melodyjkę. Aż się nie chciało opuszczać tego miejsca.
Ale czas nagli.
Mam jeszcze pół godzinki na przejście nad rzeką do miejsca zbiórki. Nie mogę
pominąć fontanny „Trzy Gracje” przed
eleganckim hotelem, chociaż jest ona obiektem nowym, bo z lat 80. XX
wieku.
I jeszcze miejsce nazywane „widokiem Canaletto”. To z tego miejsca nadworny malarz Augusta III portretował miasto. Wyobraźcie sobie, że nie tylko Warszawa była
obiektem jego wedut. Canaletto stworzył 14 widoków barokowego Drezna. A teraz każdy turysta z telefonem w reku może "namalować" własny widoczek. Ale to już nie będzie to..
W tym czasie, kiedy ja buszowałam po Nowym Mieście,
koleżanki podziwiały obiekty widoczne na mojej panoramie oraz inne skarby Starego Miasta. Zobaczcie je z
bliska.
Skoro relację z Drezna rozpoczęłam zdjęciem konnego pomnika
władcy, to zakończmy innym pomnikiem. Znajduje się ona na Placu Teatralnym i
przedstawia dziewiętnastowiecznego króla Johanna von Sachsen. Ciekawe, piszą o
nim, że był miłośnikiem sztuki, a pomnik ustawiono tyłem do opery. No cóż…
I tu musi nastąpić zdecydowany koniec tej długachnej relacji. Wyrazy szacunku dla tych, komu udało się dotrwać do tego momentu.
PS ciąg dalszy relacji z Saksonii nastąpi niebawem.
Zdjęcia – Irena i ja
Nie wszędzie byłem... niestety.
OdpowiedzUsuńI mnie też się nie udało wszędzie dotrzeć. To, co tu pokazałam, to był plan minimum. Na maximum trzeba by kilka dni.
Usuń