sobota, 3 sierpnia 2024

I znów Drezno

Kiedy byłam tu 10 (!) lat temu, czułam niedosyt. Wiedziałam, że to miasto ma dużo więcej do zaoferowania niż tylko Stare Miasto. Z Tarasów Brühla rozpościerał się widok na przeciwległy brzeg Łaby i nietrudno się było domyślić, że i tam czeka na mnie sporo ciekawostek. Pora wyruszyć na spotkanie z nimi.
Zwiedzanie rozpoczęłam po przejściu mostem Augusta ze Starego Miasta do dzielnicy Neustadt (Nowe Miasto). I od razu wylądowałam w samym sercu barokowej dzielnicy. Z góry dumnie spojrzał na mnie sam elektor saski i król Polski August II Mocny. Jego blask przyćmił wszystko wokół, jego wysokość jest bowiem przedstawiony na pomniku jako złoty jeździec na złotym rumaku. Czytałam, że monument powstały w latach 30. XVIII wieku wykonany jest z pozłacanej miedzi, ale i tak robi wrażenie. Władca w stroju rzymskiego cezara wyrusza na północ – do swojego królestwa.
 
widok ogólny monumentu wystawionego przez przez Augusta III, który w ten sposób oddał cześć zasługom ojca 
 
detal (nie wiem, czy wypada tak określić Jego Królewską Wysokość)
 
Tuż przy pomniku można zauważyć dwie nieco poszarzałe fontanny z postaciami nimf. Niegdyś znajdowały się w pobliżu nieistniejących już sukiennic i ratusza Nowego Miasta. Ustawiono je na tym miejscu dopiero w czasie powojennej odbudowy Drezna. Podobno symbolizują dwie rzeki – Wisłę i Łabę. Miła legenda, ale czy prawdziwa…
 

 
Zgodnie z moim planem, tu miałam zakończyć zwiedzanie Nowego Miasta, a ja dopiero je rozpoczęłam. Odrzucam więc plan i szukam ciekawostek. Zaintrygował mnie efektowny deptak z ławkami i drzewami, na który wkracza się pomiędzy dwoma rzeźbionym masztami. Rzucają się one w oczy, bo zupełnie nie pasują do barokowych elementów. Maszty ustawiono w latach 30. XIX w. dla uczczenia wizyty w Saksonii cesarza Wilhelma I, którego portret w formie medalionu zdobi jeden maszt. Na drugim widnieje portret ówczesnego króla Saksonii, Alberta.

cesarz Wilhelm I
 
król Albert

Ale nie bądźmy drobiazgowi przy ocenieniu, co do czego pasuje. Wszak enerdowskie bloki z wielkiej płyty w tle barokowych fontann – to dopiero zgrzyt. 
 

Zaś na deptaku, jakim jest Hauptstraße (ulica Główna) sąsiadują ze sobą klasycystyczne rzeźby i przedziwne współczesne stworki z latarenkami. Nie wiem, kto jest ich autorem, ale jedna postrzega: „Jeśli mnie ukradniesz, przeklnę cię”. No i jak się tu nie bać? Nawet w biały dzień. 
 

klasyczna elegancja


i współczesna estetyka

Za jedną z figurek zauważyłam interesujący obiekt – ni to teatr, ni to kościół. Zajrzałam. Warto. Okazało się, że weszłam do ewangelickiego kościoła pod wezwaniem Trzech Królów. Niby barok, ale kompletnie odbudowany po wojnie. Niby kościół, a sala spotkań i wystaw. Po bombardowaniu Drezna kościół spłonął, zachowały się jedynie mury zewnętrzne i wieża. 
 

No i ołtarz główny, który jest eksponowany jako przestroga antywojenna, nieco tylko odczyszczony po pożarze. 
 
ślady zniszczeń dobrze widoczne
 
Naprzeciwko ołtarza, na emporze chóru można podziwiać renesansowy „Taniec Śmierci” – dzieło Krzysztofa Waltera I, powstałe w roku 1534. I ten relief miał niezwykle burzliwe dzieje, ale nawet bez ich znajomości możemy po prostu mu się przyjrzeć, zadumać nad losem człowieka.
 

relief jest tak długi, że nie mieści się w kadrze

Opuszczamy kościół i kierujemy się w stronę Placu Alberta (o nim już pisałam), pora przejść do ulicy Alaun. Kilka minut spaceru i mamy Kunsthofpassage, czyli Pasaż Artystycznych Podwórek (Dziedzińców). Oj, baroku tam nie spotkamy, nie. To kilka podwórek starych kamienic, gdzie współcześni artyści zadbali o dekoracje ścian. Zobaczymy tu zwierzęta, baśniowe stwory czy żywioły. I wszystko kolorowe, radosne.
 


Pasaż działa od roku 1999 (O, proszę – mamy jubileusz). Można  tam posiedzieć w knajpce, wypić piwo czy kawę, zjeść coś smacznego. Mnie się podobało. I to bardzo.
 

ta fasada jest podobno grającą fontanną, spływająca rurami deszczówka gra; cóż, akurat świeciło słońce 

Zamierzałam wrócić nad Łabę ulicą Królewską, ale jakoś źle skręciłam z Placu Alberta i weszłam w ulicę Teresy. Szczęśliwa pomyłka. Królewska jest ulicą barokowych rezydencji, a tu szłam cichą uliczką z przyjemnymi willami z początku XX wieku. Zauważyłam nawet sporo secesyjnych elementów zdobniczych. Sami zobaczcie.
 


I w końcu pora zmierzyć się z Pałacem Japońskim. Imponujący to obiekt i wielce oryginalny. Ja zbliżam się do niego od strony dawnej bramy wartowniczej, w której w czasach NRD mieścił się Urząd Stanu Cywilnego, obecnie klub muzyczny. Wiem, słabo to brzmi i wygląda nie lepiej.
 

Sam zaś pałac zbudowany przez Matthäusa Pöppelmanna dla hrabiego Fleminga miał być pałacem holenderskim. Ale nie z Augustem Mocnym takie numery. Nie potrafię powiedzieć, jak władca stał się właścicielem pałacu, ale po jego przejęciu przeznaczył go na zbiory dalekowschodniej porcelany i przekształcił w obiekt japoński. Ostatecznie pałac służy innym celom, ale zdobiony jest w stylu jakoby japońskim. 
 
pałac widziany od strony rzeki
 

detale zdobiące portyk przy głównym wejściu (królewskie inicjały chyba dobrze widać) 

Wewnętrzny dziedziniec między oknami ma efektowne pilastry zwieńczone atlasami. Ale te atlasy to nie starożytni atleci, a figury Japończyków. Mnie oni przypominają bardziej Chińczyków, ale co ja tam wiem. W każdym razie mam wrażenie, że nie ma dwóch identycznych figur. 
 

 

Czasu na zwiedzanie mam coraz mniej, nie oglądam więc ekspozycji muzealnej (szkoda, za darmo jest) i pędzę na bulwar nad Łabą.
Pech. Akurat zaczyna padać. Na szczęście docieram do uroczej altanki o nazwie Milchpavillon. To mój drugi monopter w Dreźnie. Ten jednak całkiem nowy – z lat 30. XX wieku, kiedy to służył jako kiosk do sprzedaży mleka (stąd nazwa - w tłumaczeniu: Pawilon Mleczny). Podczas deszczu jest znakomitym schronieniem. Zgromadziło nas się tam z dziesięć osób. A po deszczu porcelanowe dzwoneczki na kopule altanki uroczo zagrały melodyjkę. Aż się nie chciało opuszczać tego miejsca.
 

Ale czas nagli. Mam jeszcze pół godzinki na przejście nad rzeką do miejsca zbiórki. Nie mogę pominąć fontanny „Trzy Gracje” przed  eleganckim hotelem, chociaż jest ona obiektem nowym, bo z lat 80. XX wieku.
 

I jeszcze miejsce nazywane „widokiem Canaletto”. To z tego miejsca nadworny malarz Augusta III portretował miasto. Wyobraźcie sobie, że nie tylko Warszawa była obiektem jego wedut. Canaletto stworzył 14 widoków barokowego Drezna. A teraz każdy turysta z telefonem w reku może "namalować" własny widoczek. Ale to już nie będzie to..

I po co to tak mazać?

w moją wedutę wkrada się jakiś paskudny płotek

W tym czasie, kiedy ja buszowałam po Nowym Mieście, koleżanki podziwiały obiekty widoczne na mojej panoramie oraz inne skarby Starego Miasta. Zobaczcie je z bliska. 
 
kopuła Kościoła Mariackiego
 
zwieńczenie Bramy Koronnej pałacu Zwinger
 

Pałac Rezydencjalny 

Skoro relację z Drezna rozpoczęłam zdjęciem konnego pomnika władcy, to zakończmy innym pomnikiem. Znajduje się ona na Placu Teatralnym i przedstawia dziewiętnastowiecznego króla Johanna von Sachsen. Ciekawe, piszą o nim, że był miłośnikiem sztuki, a pomnik ustawiono tyłem do opery. No cóż…
 

I tu musi nastąpić zdecydowany koniec tej długachnej relacji. Wyrazy szacunku dla tych, komu udało się dotrwać do tego momentu. 
 
PS ciąg dalszy relacji z Saksonii nastąpi niebawem.  

Zdjęcia – Irena i ja

2 komentarze:

  1. Nie wszędzie byłem... niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie też się nie udało wszędzie dotrzeć. To, co tu pokazałam, to był plan minimum. Na maximum trzeba by kilka dni.

      Usuń