Gdybyśmy zadali to pytanie ojcu niemieckiej porcelany Johannowi
Friedrichowi Böttgerowi, synom króla Jana III Sobieskiego, Jakubowi i Konstantemu, albo generałowi Franciszkowi Kleebergowi czy innym
więźniom twierdzy, na pewno by odpowiedzieli przecząco. Żołnierze, którzy
odbywali tam służbę, też pewnie tęsknili za innymi miejscami i swobodą. Innego
zdania mogą być turyści, tacy jak ja.
Najpierw wyjaśnię, o jaką twierdzę chodzi. Nazywa się ona Königstein
i znajduje się w Szwajcarii Saksońskiej. Kiedy byłam tam 10 lat temu, świetnie
się bawiłam na pikniku historycznym (tu link). Teraz więc nie miałam zbyt
wielkich oczekiwań. Ale postanowiła zdobyć tę twierdzę jeszcze raz.
Tym razem całej grupie udało się dostać na teren twierdzy
pieszo, co pozwoliło zobaczyć, jak doskonale jest przystosowana do odpierania
wszelkich ataków i zrozumieć, dlaczego nigdy jej nie zdobyto. Te strome ściany,
działa wycelowane w kierunku wroga, wieżyczki wartownicze, most zwodzony, bramy
z przemyślnymi zabezpieczeniami. Od razu się wrogowi odechciewa daremnego trudu
zdobywania.
Gdyby jednak się odważył podejść bliżej, to na pewno go
śmiertelnie zmrozi głowa Meduzy na jednym z portali.
Jeśli zaś potencjalny wróg jest na razie sprzymierzeńcem i
przybywa pokojowo do twierdzy, to otrzymuje wiele czytelnych sygnałów, że
lepiej nie zadzierać z władcą takiego obiektu i kraju. Imponujące kartusze
herbowe zdają się mówić: „Kimże jesteś, przybyszu? My, z Bożej łaski, władcy
Saksonii (a potem i Polski) spozieramy na ciebie z góry i ostrzegamy – z nami
nie będzie łatwo.”
Nasza grupa pokonała wszelkie przeszkody, z których
największą była skrupulatna bileterka wypisująca
własną ręką datę ważności biletu każdego wycieczkowicza. Ale dzięki temu
zapewniła nam darmowy wstęp do saksońskich zamków i ogrodów. Warto było
poczekać.
A potem już przechodzimy przez ciemną bramę pod budynkiem
nowej zbrojowni i już możemy zwiedzać.
Zwiedzam te same obiekty, co przed laty. Niektóre się
zmieniły, bo na terenie twierdzy stale coś się remontuje.
i inne...
Do niektórych nie wchodzę, bo zejście strome. Wolę poruszać się
po jednym poziomie.
Cóż mi więc pozostało? Spacer wzdłuż murów obronnych.
Podziwianie widoków na Łabę, Lilienstein i ogólnie okolice.
Warto też się przyjrzeć umocnieniom i działom. Teraz już
wiem, że to nie armaty, a kartauny. Na efektownych lawetach wyglądają jak, nie
przymierając, biżuteria twierdzy.
Wieżyczki wartownicze, w których godzinami sterczeli
nierzadko zmarznięci na kość wartownicy, teraz wyglądają niewinnie i prawie
bajkowo.
wieżyczki wartownicze i widok z jednej z nich
Zupełnie inny nastój panuje w dawnym kościele garnizonowym.
Z głośników sączy się muzyka organowa. Poza tym spokój.
Jeśli zaś chcemy jeszcze mocniejszego kontrastu, wystarczy zwrócić
się ku grządce z różami. W czasach świetności twierdzy chyba jedynie małżonka
komendanta mogła sobie pozwolić na taką ekstrawagancję.
Twierdzę opuszczamy przyjemną szklaną windą. Jedna chwilka –
i już jesteśmy całkowicie w naszych czasach.
Zdjęcia mojego wyrobu
Zamek niesamowity jak i reszta przedstawionych obiektów...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem trzeba by cały dzień poświęcić, żeby wszystko dokładnie obejrzeć.
Usuń