W latach 40. szesnastego wieku książę Moritz Saksoński
urządził swój pałacyk myśliwski nieopodal Drezna. Nazywał się on Dianenburg na
cześć bogini łowów, Diany. Ta nazwa jednak się nie przyjęła i pałac jest
nazywany od imienia księcia Moritza.
Jakieś dwa wieki później władca Saksonii i
król Polski uznał, że tak skromny pałacyk jest poniżej jego oczekiwań i
pozycji, zlecił rozbudowanie rezydencji i oto mamy barokowy pałac z czterema
wieżami.
Jak widać na powyższym zdjęciu pałac jest położony nad wodą.
Ba, nawet na sztucznej wyspie na dużym stawie. Jego budowniczym był znany nam
już z poprzednich wpisów architekt Matthäus Daniel Pöppelmann.
Do pałacu przechodzimy groblą, a przed wejściem na nią
spotykamy jakże znany obiekt – pocztowy słup dystansowy Poczty Saskiej. Ba,
nawet dwa ustawione symetrycznie przy bramie wjazdowej pałacu. Oba z roku 1730.
Pałac coraz bliżej, witają nas dwaj kamienni hejnaliści z
psami myśliwskimi.
Dalej paradne wejście na tarasy otaczające pałac. Balustrady
ozdobione kamiennymi wazami i puttami.
Z tarasu widok na staw i kanał, który prowadzi do kolejnej,
ale już nie barokowej części założenia pałacowego, na obejrzenie których nie
starczyło czasu.
Pora wejść do pałacu.
Jego wyposażenie pochodzi z czasów
Augusta Mocnego i jest wykonane z barokowym przepychem – meble, obrazy,
portrety rodziny królewskiej.
Najbardziej rzucają się w oczy tapety zdobiące
ściany. Są one wykonane ze skóry cielęcej lub koźlęcej (im więcej sal
przechodziłam, tym gorzej znosiłam odczytywanie po raz kolejny, o jaki gatunek
skóry chodzi, toż to małe zwierzątka były) i bardzo bogato zdobione. Większość
przeszła już renowację, choć zostawiono kilka fragmentów dla porównania stanu
sprzed renowacji z obecnym.
Kolejnym trudnym tematem w pałacu są poroża zdobiące jego
ściany. Zgromadzono tu olbrzymią
kolekcję poroży jeleni, łosi, reniferów. Nie wszystkie upolowane w jednym
czasie i przez jednego myśliwego. Część z nich to dary innych znamienitych
myśliwych. Zwiedzanie zaczynamy od Sali Potworności, w której zgromadzono
kilkanaście zdeformowanych poroży. Nie wiem, co jest większą potwornością –
zniekształcenie poroża przez naturę, czy gromadzenie tego typu okazów.
Jeszcze ciekawiej jest w olbrzymiej jadalni – elegancko
nakryty stół, doskonałe dania, miła towarzyska pogawędka, a na ścianach, nad
głowami biesiadników poroża. Mnóstwo poroży. Prawdopodobnie największy zbiór
poroży na świecie. Z imponującym najcięższym porożem jelenia (waży ono 19,8
kg). I jedz tu człowieku w takich warunkach! Da się, wiem, bo mój dziadek był
myśliwym i mieliśmy w domu kilka poroży, ale nie w jadalni.
Myślałam, że na tym skończymy zwiedzanie, ale panie z grupy
wyczaiły jeszcze jedną ciekawostkę i z
pomocą woźnego pilnującego zbiorów dotarłyśmy do tak zwanego Pokoju z Piór.
Cóż, sam pokój jest taki jak wszystkie, tyle że oddzielony od zwiedzających
szklaną ścianą. A za nią można podziwiać łoże z baldachimem sporządzone w roku
1723 na rozkaz Augusta Mocnego przez Francuza o nazwisku Le Normand, który w utkaną
na warsztacie tkackim osnowę wpinał mozolnie coś około miliona piór pawi,
perliczek, kaczek i bażantów. Myślę, że nie sam to robił, bo by mu życia nie
starczyło. To łoże początkowo znajdowało się w Pałacu Japońskim, a potem
przywieziono je do Moritzburga. Wyobrażam sobie, że nie sposób było spać w czymś
tak ciepłym i król rozkazał zdjąć osłony łoża i zawiesić je na ścianach. Stąd
nazwa Pokój z Piór.
Dla uspokojenia wrażeń zajrzyjmy może do pałacowej kaplicy,
która powstała w latach 60. siedemnastego wieku jako kaplica protestancka, a po
wstąpieniu Augusta Mocnego na tron Polski w czasie nabożeństwa
bożonarodzeniowego w roku 1699 została poświęcona na katolicką, zachowała
jednak swój dotychczasowy wygląd.
A co z Kopciuszkiem, zapytacie. Dojdziemy i do niego. Krótko
tylko dodam, że po śmierci Augusta Mocnego nie kontynuowano barokowych planów
tego władcy, kolejne zmiany wprowadzone przez jego następców prowadzono w
sporej odległości od głównego pałacu. Wiele cennych zbiorów Wettynów ukrytych w
czasie wojny zostało znalezionych i splądrowanych przez żołdaków Armii
Czerwonej. Część udało się odszukać stosunkowo niedawno i przywrócono je do ekspozycji.
to tylko jako przerywnik, myślę, że przywrócone drogocenności znajdują się w skarbcu, a tego nie zwiedzaliśmy
Pałac po wojnie był obiektem muzealnym i pewnie to uchroniło go
przed dewastacją. Przez lata budził podziw zwiedzających, w tym czeskiego
reżysera, Vaclava Vorlicka, który postanowił pałac uczynić miejscem akcji
filmowej wersji baśni o Kopciuszku „Trzy orzeszki dla Kopciuszka”. Film powstał
w koprodukcji enerdowsko-czechosłowackiej (Rany! Ale to brzmi!) i tu kręcono
sceny na zewnątrz pałacu króla. Sami się domyślacie, jaka jest najsłynniejsza
scena w tym kontekście. Tak, to tutaj, na barokowych schodach Kopciuszek gubi
swój pantofelek. Film jest ponoć nadal pokazywany w telewizji niemieckiej,
czeskiej i słowackiej w okresie Świat Bożego Narodzenia. A jego miłośnicy
tłumnie zjeżdżają do Moritzburga, by zobaczyć miejsca z nim związane. Panie
mają okazję przymierzyć słynny pantofelek przytwierdzony do schodów. I ja też
mogłam, ale było lato, już kilka pań bucik mierzyło, więc zrezygnowałam,
chociaż to ewidentnie mój rozmiar.
Pora opuścić teren pałacu i otaczającego go parku. Mam do
odwiedzenia jeszcze jedno miejsce w jego pobliżu, o czym następnym razem.
Zdjęcia – Irena i ja
Czy wyjazd był zorganizowany... czy indywidualny ?
OdpowiedzUsuńWyjazd zorganizowany, wszędzie nas dostarczał autokar. Ale czasem udawało mi się coś indywidualnego przemycić . Pantofelka Kopciuszka nie było w programie. :)
Usuń