Tych
kroków sporo się uzbierało w mijającym roku; przeszliśmy na wycieczkach niedzielnych
i środowych 1089,3 kilometra. Średnia długość trasy drastycznie zmalała do 16 kilometrów. Było tych wycieczek 68; najdłuższą okazała się
jesienna wycieczka na trasie Kuźniaki- Tumlin.
niedziela, 31 grudnia 2017
I oby nie padało!
To
było nasze najważniejsze życzenie na ostatnią wycieczkę w roku 2017.
Rano
wszystko wskazywało na to, że się nie spełni – po nocnym deszczu jeszcze
została mżawka.
Zapakowałam
do plecaka parasolkę i poszłam na bus. A tu niespodzianka – nie ma deszczu. Nasza
grupa nie dała się zastraszyć prognozom pogody i wyruszyliśmy na trasę. To tradycyjna wyprawa noworoczna, ale teraz okazało się, że połączenia
w Nowy Rok są prawie niemożliwe, więc przełożyliśmy wymarsz na ostatni dzień
starego roku. I jak wyszło?
Zaczęliśmy
od spełnienia obowiązku, czyli wizyta zupełnie prywatna na cmentarzu.
tradycyjne zdjęcie dworku w Mostkach
środa, 27 grudnia 2017
Turyści, miliony lat patrzą na was *
Na
szczęście nie przez cały czas.
Na
początku to my mogliśmy sobie pooglądać. A co? Okolice stacji kolejowej w
Zagnańsku, z której wyruszyliśmy w kierunku kościoła.
Był
przyjemny zimowy poranek ze słońcem i niewielkim mrozem. Maszerowaliśmy
ścieżkami w pobliżu torów.
piątek, 22 grudnia 2017
Wprowadzenie w świąteczny nastrój
Już
chyba pora, żeby poczuć ten nastrój. Piernik upieczony czeka na lukier, choinka
wystrojona, czyste firanki już powiesiłam. Mam więc czas, żeby opisać wernisaż wystawy,
która nosi tytuł „Szopka bożonarodzeniowa - artystyczny kalejdoskop”.
Jest
grudniowy wieczór, w sali wystawowej Ośrodka Kultury „Ziemowit” w Kielcach
zbiera się publiczność. Na ścianach zdjęcia szopek, plakaty, obrazy i niezwykłe anioły.
jeden z aniołów autorstwa pana Wojciecha Michno
środa, 20 grudnia 2017
Krótki dzień – krótka wycieczka
Zaplanowana
była dłuższa, ale tak nam jakoś nieoczekiwanie się skróciła. Można powiedzieć,
że prawie o połowę, bo otrzymaliśmy 8,8 kilometra trasy.
Jeśli
ktoś po tej wstrząsającej informacji nie zechce czytać dalej, zrozumiem. A
wycieczkę i tak opiszę, bo nie była jakoś specjalnie słaba. A może nawet wręcz
przeciwnie.
Wystartowaliśmy
w Suchedniowie. Tym razem zachwyciliśmy się niewielkim modrzewiowym dworkiem,
koło którego setki razy przejeżdżaliśmy bądź przechodzili i nic. Nie rzucał się
w oczy, a jest naprawdę ładny i stary. Pochodzi na pewno z dziewiętnastego
wieku. Na drzwiach ma rok budowy 1850, ale wygląda to na zapis współczesny, więc
pewności co do daty brak. A nazywa się uroczo – „kałamarzyk”.
kałamarzyk
poniedziałek, 18 grudnia 2017
Bo to dobra droga jest
Zwłaszcza
na zimowe wędrówki. Szczególnie dla ludzi, co już w tym roku swoją porcję błota
zaliczyli i dziękują za dokładkę. Czyli dla nas.
Szliśmy
tą drogą zaczynającą się w lesie na skraju Parszowa raptem dwa razy, ale jakoś
nigdy całą. Tym razem nas poniosło i poszliśmy na całość.
Towarzystwo
mieliśmy najlepsze z możliwych – drobny śnieżek, który prószył na nas, na
drogę, na drzewa i na wszystko, co po drodze.
ledwo z busa wysiedliśmy, a już sypie (tu spotkanie z zielonym szlakiem po 45 minutach marszu)
czwartek, 14 grudnia 2017
Jak dostaliście się ze Zbijowa do Wąchocka?
…
zapytał kierowca busa, którym wracaliśmy z wycieczki.
–
Pieszo.
–
Ale to dosyć daleko.
–
No nie, tylko 14,5 kilometra.
–
Myślałem, że dalej.
–
A, niedaleko, bo lasami szliśmy. I polnymi drogami. Tak lubimy najbardziej.
Jak
było?
Różnie.
Droga
w lesie na południowy wschód od Zbijowa Małego okazała się bardzo dobra. Sucha
i doprowadziła do naprawdę ładnej drogi polnej do Jagodnego. Świetnie się nią
szło.
stara chata w Zbijowie Małym
poniedziałek, 11 grudnia 2017
Szydłowiec, szlak i szosa
To
trzy główne elementy niedzielnej wycieczki. Niestety, najwięcej było szosy w
tej układance. Ale jeszcze więcej słońca, czyli wycieczka się udała.
Tym
razem zaplanowałam niewielkie zwiedzanie Szydłowca, który jest dla nas zwykle
punktem zakończenia lub rozpoczęcia wycieczki, czyli najlepiej znamy okolice
przystanku. A przecież historyczna część miasta przechodziła ostatnio gruntowną
rewitalizację i ciągle obiecywaliśmy sobie sprawdzić, jakie przyniosła efekty.
Zamek
– cacuszko. A i park wokół niego ładnie się prezentuje, choć drzewa, jak to w
grudniu, pozbawione liści.
parkowa alejka
piątek, 8 grudnia 2017
Piękno znajduje się … *
…
w naturze
Wielokształtnej
i wielobarwnej*
I
dlatego zaczęliśmy naszą wycieczkę od kontaktu z naturą, czyli lasem. To był
ten sam las, przez który wędrowaliśmy w niedzielę. Ten sam, ale nie taki sam.
Barwy mu się zmieniły. I nie dlatego, że szliśmy innymi drogami, a dlatego, że
śnieg nas opuścił.
W
tej sytuacji w Michniowie zanurzyliśmy się w szarość powietrza, ciemną zieleń
lasu i brejowaty brąz kałuż rozjeżdżonych przez ciężki sprzęt leśników.
ruszyli z kopyta
poniedziałek, 4 grudnia 2017
Wycieczkę sponsorowała literka „ś”
„ś”
jak … śnieg, oczywiście. Bo światła nie było zbyt wiele, a nawet mgła zasnuwała
okolicę.
Wysiedliśmy
z busa w Leśnej i pomaszerowali na północ w kierunku lasu. To wychodzi 5
kilometrów marszu. I gdyby nie śnieg, to zostalibyśmy spowici przez szarość. A
tak mieliśmy zamglone wprawdzie, ale jednak zimowe widoki na okolicę.
trochę śniegu plus różne odcienie szarości
poniedziałek, 27 listopada 2017
Na starym nowym szlaku
Stary
on jest, bo już ładnych parę lat występuje w terenie i na mapach. Nowy, bo
właściwie przez nas nieużywany – czasem się przeszło jakiś jego fragment i
tyle.
Na
tę niedzielę wybrał go dla nas Janek, który dzielnie prowadził całą wycieczkę
zielonym szlakiem z okolic szosy Skarżysko-Szydłowiec aż do punktu początkowego
szlaku, a potem na przystanek autobusowy w Skarżysku.
Ciekawa
byłam, czy jest na tym szlaku coś ciekawego. Jeśli i czytelników zżera podobna
ciekawość, niech czytają dalej, to się okaże.
Na
początek drobne zaskoczenie – jakiś taki jakby odświeżony ten szlak. Zieleń
pasków dobrze widoczna na tle jesiennej szarości.
Maszerujemy
lasem. I tu się przyznam, że prosiłam Janka o jaką porządną leśną drogę, może
wreszcie bez błota. Ta się właśnie taka okazała – szeroka, sucha. A jak się jakaś kałuża trafiła, to
tylko jako urozmaicenie trasy.
na szlaku
sobota, 25 listopada 2017
Na oczach mi się kładzie ta ziemia uroczna *
O
jakiej ziemi pisał i śnił poeta? O tej, która „garbata od gór łysych, leśna i
obłoczna uśmiecha się jak stary, zamyślony człowiek”*.
Uśmiechała
się do nas ta ziemia przez cały piątkowy wieczór z fotografii, wierszy i
opisów.
widok z wieży klasztoru na Świętym Krzyżu na Pasmo Jeleniowskie
środa, 22 listopada 2017
Ballada o drodze
Jest
to droga w Sieradowickim Parku Krajobrazowym. Na mapie wygląda świetnie. Aż
chce się nią iść. Zobaczcie sami:
tytułowa droga prowadzi od Podlesia do Dobrej Dróży
niedziela, 19 listopada 2017
Szlakowi piekielnemu już dziękujemy
I
to na dłuższy czas. Na niedzielnej wycieczce tak nas, skubaniec, wystawił, że
szkoda gadać.
A
taką piękną wycieczkę zaplanowałam…
Wystartowaliśmy
w Piętach – tam niewielki staw. Pomyślałam: będzie wycieczka od stawu do stawu.
staw w Piętach
piątek, 17 listopada 2017
Bliżej domu
Jesień
w pełni; póki co zimy jeszcze nie widać. Szkoda tylko, że dni będą coraz krótsze,
bo na dalsze wyjazdy zbyt mało czasu i jesteśmy zmuszeni kręcić się po najbliższej
okolicy.
Tym
razem wyruszyliśmy ze Starachowic do zalewu na Lubiance.
zalew na Lubiance
poniedziałek, 13 listopada 2017
Słońce wyjrzało!
Zupełnie
bez zapowiedzi. Miało się nie pokazywać i w zastępstwie wysłać deszcz. A tu
taka niespodzianka!
Trochę
się z nami droczyło i czasem chowało się za chmury, ale było. I uprzyjemniało
marsz.
niedziela, 12 listopada 2017
Wspomnień czar
Dostałam
niedawno prezent. Wiersz. Przeczytałam go raz, drugi i jeszcze raz. I czuję, że
autor mówi to, co i ja bym chciała powiedzieć, ale nie potrafię.
Podzielę
się z czytelnikami bloga tym wierszem. Przeczytajcie, może niektóre myśli są i
wam bliskie.
Kim
jest autor wiersza? To zaprawiony w bojach świętokrzyski turysta – Ob.Wieś. Ja
wędrowałam z nim raz, może dwa, bo, jak to mówią koledzy, „wyemigrował do
stolicy”. Ale ma „w nogach” wiele świętokrzyskich (i nie tylko) tras. Na
stołecznej emigracji tęskni za ziemią rodzinną, często tu wraca. I stąd pewnie
ten wiersz.
autor wierszy przygotowuje kanapki, grupa podziwia widoki (Kozi Wierch - lata osiemdziesiąte)
sobota, 11 listopada 2017
Taki dzień się zdarza raz
Sala
Nowej Galerii w Miejskim Centrum Kultury w Skarżysku wypełnia się z wolna,
goście spacerują i oglądają obrazy.
Najwięcej emocji budzą bukiety bzu. Jakby świeżo zerwane, a to przecież
listopad. Nie sposób przejść obok nich obojętnie.
wiosenne bzy - obrazy autorstwa pani Barbary Obary
czwartek, 9 listopada 2017
Niespodziewanie zrobiło się zimno
I
to bardzo zimno. Do tego wietrznie. Wiatr od wschodu.
Krótko
mówiąc – słaba perspektywa wycieczkowa.
Mimo
wszystko wyruszyliśmy na środową trasę, która okazała się inna niż wstępnie
planowana, ale w ogóle była. I to jest ważne.
Bus dostarczył nas do wsi Kopcie, skąd pomaszerowaliśmy na spotkanie wiatru
czerwonym szlakiem (nazywają go „piekielny”, no, jeśli w piekle wieje, to czemu
nie?).
Przy
szlaku rosną potężne dęby, które co jakiś czas odwiedzamy. Niedługo będzie to
prawie niemożliwe. Już teraz bobry przygotowały na rzeczce solidne rozlewisko. Pokonywaliśmy je po śliskich pniach, które jakaś litościwa dusza ułożyła nad wodą.
Dalekie to od luksusu. Ciekawe, kiedy wykonawcy owego szlaku zadbają o
przyzwoity mostek.
pomnikowy trzystuletni Dąb na Stawidłach (albo na Stawiskach)
poniedziałek, 6 listopada 2017
Nie wierzcie kobiecie
Obieca
taka spokojną wędrówkę czarnym szlakiem, zapewni, że błota nie będzie, a potem
ni z tego ni z owego zmieni zdanie i albo porzuci samotnie na skraju lasu, albo
pociągnie za sobą w nieznane.
Nie
wierzycie? Poczytajcie.
To
jak było?
Na
początek „zaliczyliśmy” przystanek kolejowy w Stykowie Iłżeckim (ta stacyjka
była przez nas zaniedbana w tym roku bardzo – pora nadrobić zaległości), a
potem pomaszerowaliśmy zgodnie szosą na północ. Oczywiście bez szlaku, ale po
co taki na szosie?
polna droga w okolicach Adamowa
poniedziałek, 30 października 2017
Najpiękniejszą z wszystkich cieszyńską perłą byłaby ona*
Jeśli
o mnie chodzi, to mogę podać imię owej cieszyńskiej perły – secesja. Mam
nawet kilka adresów, pod którymi się ukrywa. A deklarację uczucia złożyłam już
parę lat temu (tu dowód).
Tym
razem znów poniosło mnie na tęskne spacery po Cieszynie. Z jednym zamiarem –
spotkać kolejne secesyjne kamienice.
Przedstawię
wam trzy. Z innych wybiorę kilka detali. Może dzięki temu unikniemy zanudzania.
Ale pewności brak.
Na
początek – willa przy ulicy 3 Maja. Powstała ona w roku 1913 w stylu
wiedeńskiej secesji geometrycznej – jak dla mnie najbardziej eleganckiej. Jej
twórcą i właścicielem był cieszyński architekt Robert Lewak, który umieścił
swoje inicjały nad głównym wejściem, a wejście boczne zdobią atrybuty
architekta.
willa Roberta Lewaka sobota, 28 października 2017
czwartek, 26 października 2017
poniedziałek, 23 października 2017
Może gdzieś jest jakiś świat, ale my go nie widzimy
Tak
było w niedzielę rano, ale potem się trochę poprawiło. Nie padało.
I
to by właściwie wystarczyło jako opis wycieczki.
Po
wyjściu z pociągu na stacji Starachowice Michałów prawie widzieliśmy Kamienną
oraz tablicę informującą o historii tutejszej chwilowo niewidzialnej
pudlingarni.
Kamienna znika we mgle
czwartek, 19 października 2017
Moja wymarzona (zbyt) ambitna wycieczka
Od
pewnego czasu „ciągnie” mnie w okolice raczej górskie. Oczywiście na nasze,
świętokrzyskie możliwości.
Tym
razem zapragnęłam zajrzeć na początek czerwonego szlaku im. Edmunda
Massalskiego.
W gruncie rzeczy, mam ochotę i na drugi koniec tego szlaku, ale
tam to już pojedziemy, jak się cieplej zrobi, bo trzeba wyjechać z domu o
nieprzyzwoicie wczesnej porze.
W
ładny październikowy dzień startujemy w Kuźniakach. Jak się okazuje, tak dawno
tam nie byłam, że widok osiemnastowiecznego pieca zupełnie mnie zaskoczył.
Zarósł, biedaczek, już mocno.
ruiny wielkiego pieca z roku 1782
środa, 18 października 2017
Młodym być
Kiedy
pierwszy raz (10 lat temu) nasza mała gromadka przyjechała do Cieszyna, ruszyliśmy zdobywać beskidzkie szczyty.
Zaliczyliśmy wtedy i polskie i czeskie, a na Czantorii byliśmy aż dwa razy.
Jedno
nas tylko nęciło i odstraszało jednocześnie – wejście na Czantorię czerwonym szlakiem przy wyciągu krzesełkowym z
Ustronia. Widać było, że to strome podejście. Za starzy na to jesteśmy.
Wybraliśmy łagodniejsze trasy.
wyciąg na Czantorię
poniedziałek, 16 października 2017
Kilka jesiennych obrazków
Tyle.
Aż tyle.
I tylko tyle.
W niedzielę dwaj koledzy wędrowali jesiennymi ścieżkami. Otrzymałam zdjęcia, którymi się dzielę z czytelnikami.
Pasmo Zgórskie - na ścieżce dydaktycznej
sobota, 14 października 2017
O tym, jak zaszaleliśmy za sto koron (czeskich)
I
jeszcze parę drobniaków reszty nam zostało.
Taką
oto bajońską sumę przywiózł ze sobą do Cieszyna kolega Ed (zostało mu z
poprzednich wyjazdów). Trzeba było to sensownie przepuścić.
W
tym celu wybraliśmy się bladym świtem na dworzec kolejowy w Czeskim Cieszynie i
nabyli bilety do stacji Vendryne (po polsku Wędrynia). Na powrót już
przybrakło. Musieliśmy więc dotrzeć do Polski pieszo.
czwartek, 12 października 2017
Sercem malowane
Nie
tak dawno temu, bo w lipcu, spotkaliśmy na trasie naszej wędrówki uczestniczki
pleneru malarskiego w Mostkach prowadzonego przez panią doktor Aleksandrę Potocką-Kuc
(tu link, żeby sobie przypomnieć). Wtedy na sztalugach znajdował się ten obraz:
jeszcze powstaje
środa, 11 października 2017
U Lariszów dla mej lubej rwałbym kwiaty w ich ogrodzie*
Ten
fragment „Cieszyńskiej” przyczepił się do mnie podczas niedzielnej wędrówki
zielonym szlakiem rowerowym na północ od Cieszyna. Dlaczego? Wyjaśnię w
stosownym czasie.
Zanim
dotarliśmy do wspomnianego szlaku, trzeba było przejść od głównej szosy
Katowice – Cieszyn na zachód. Po drodze, jak to po drodze – trochę widoków,
jakieś zabudowania, lasek. Ale natknęliśmy się na dwa zaskakujące miejsca.
Pierwsze to pastwisko, na którym krów pilnował najdziwniejszy pastuszek świata.
I miał posłuch niesamowity. W razie problemów dziobał krowę w tylną nogę i po
sprawie. Nie wierzycie? Zobaczcie.
na pastwisku
poniedziałek, 9 października 2017
Niedziela nad zalewem
I
cóż, że jesień? Czy to wyklucza korzystanie z uroków takiej okolicy? Nic
podobnego. Żywym dowodem na to są cichutko przycupnięci nad wodą wędkarze. Prawdopodobnie będzie padać, ale im to nie
przeszkadza. Nam też.
szare niebo nad szarą Kamienną zmierzająca do zalewu w Brodach
niedziela, 8 października 2017
Kilka widoczków z beskidzkiej trasy
Po
deszczowym dniu następny przyszedł ze słońcem i upałem. W tej sytuacji chronimy
się w beskidzkim lesie, żeby przejść po górach, ale się nie dać wykończyć. Oba
cele osiągnięte.
Startujemy
na przełęczy Kubalonka i ruszamy czerwonym szlakiem w stronę przełęczy
Łączecko, a potem zmieniamy szlak i kierujemy się do Wisły. No nie jest to długa trasa, ani tym
bardziej męcząca. Ale ma to, co w Beskidzie Śląskim lubię najbardziej:
1. Urocze
dróżki wśród drzew albo wysokich traw. Dobrze jeszcze, kiedy trzeba przechodzić
po korzeniach drzew. Sama radość.
piątek, 6 października 2017
Obchodzimy Ochodzitę
Nie
siedzą na niej już wprawdzie zbójcy, ale pogoda jest średnia, widoków się nie
spodziewamy, więc robimy obejście tej góry różnymi ścieżkami. Ze wskazaniem na
pokryte nawet asfaltem. Byle nie trawa, bo przez cały dzień pada.
widok na Ochodzitę z niebieskiego szlaku tuż za Koniakowem
środa, 4 października 2017
O tym, jak Skarbowa Góra pełniła obowiązki Łysicy
Tydzień
temu po zejściu z Łysogór podjęliśmy decyzję o powrocie w te okolice za tydzień. Tym razem
zaplanowaliśmy wspólnie wejście na Łysicę.
No i pogoda się popsuła. Telewizor
zapowiedział na środę możliwość niewielkich opadów. Internet był tak ogłupiały,
że co portal to inna prognoza. W tej sytuacji sięgnęłam po zastępstwo
wymienione w tytule.
Jest
ranek, deszczu brak. Wyruszamy autobusem miejskim nad skarżyski zalew Bernatka.
Jego okolica ma się podobno niedługo zmienić, więc pamiątkowe foto stanu
obecnego i w drogę!
zalew Bernatka na rzece o tej samej nazwie
poniedziałek, 2 października 2017
Więcej takich niedziel!
Pogoda
nareszcie dopisała. Od rana było słonecznie, choć z okna busa widać było
poranne mgły snujące się nad wodą, ale zanim dojechaliśmy na miejsce startu,
już się rozpłynęły. Może trochę szkoda – malownicze były.
Chcieliśmy,
żeby wycieczka była niedługa i blisko domu – chodziło o wczesny powrót.
Postawiliśmy więc na dobrze znaną trasę z Krzyżki do Rejowa.
Kamionka w okolicach Krzyżki
czwartek, 28 września 2017
Tradycji stało się zadość – wracamy na Święty Krzyż
Ostatnio
staramy się być przynajmniej raz w roku w tym miejscu. Bywały lata, że nie
mieliśmy jak się tam dostać (problemy z dojazdem), ale się rozpracowało
połączenia i radzimy sobie.
Tym
razem ulegliśmy czarowi kierowcy busa z Kielc do Rudek, który nas formalnie
zaciągnął do siebie, a potem z fasonem dostarczył na rynek w Nowej Słupi.
Wysiedliśmy.
Pogoda jak drut. Trochę się ponarzekało, że niebo zbyt niebieskie i chmurek
malowniczych brakuje, ale mimo wszystko ruszyliśmy na zaplanowaną trasę.
tegoroczny wrzesień nie przyzwyczaił nas do takiego nieba
poniedziałek, 25 września 2017
No i przestało padać
Z
tym, że nie od razu. Deszcz nas testował. Rano lekko mżyło. No to my nic.
Pojechaliśmy do Kunowa. A tam jak nie lunie! Nie, żeby ulewa, ale mocny
deszczyk. Na szczęście było dosyć ciepło, to się poszło na trasę.
Szliśmy
w tym deszczu, zdjęć się nie robiło, spokojny spacer.
Wędrowaliśmy
niebieskim szlakiem do Nietuliska. I pojawiła się myśl, że świetnie tak iść w
deszczu asfaltem. Przynajmniej nam nogi nie przemakają. Tacy z nas optymiści.
W
okolicy Nietuliska deszcz niespodziewanie ustał. I już nie wrócił. Szarość
pozostała, co widać na zdjęciach.
taka biedna ta święta Helena, że aż serce boli (figura z roku 1862)
sobota, 23 września 2017
Czerwcowe popołudnie w Krośnie
Do
Krosna wybraliśmy się w dniu zakończenia roku szkolnego. Pogoda była bardzo
zmienne – czasem słońce, czasem deszcz. I mnóstwo odświętnie wystrojonej
młodzieży. Zwłaszcza na rynku.
Pierwsza
rzecz, jaka mnie zadziwia, to fakt, że ja przecież byłam w Krośnie tak pi razy
drzwi 40 lat temu, ale to chyba jednak nie w tym Krośnie. Pamiętam jakieś nieduże, zwyczajne miasto. Wniosek – albo moja pamięć nietęga, albo miasto tak
wypiękniało.
No
to rzućmy okiem na rynek. Duży, elegancki z ciekawymi kamienicami. Prawdziwy
raj dla miłośników kawiarenek pod parasolami i spacerów podcieniami, kiedy pada
deszcz.
czwartek, 21 września 2017
Ojciec Klary kupił ze wsią zamek stary …*
Zamek
jest tak stary, że bez problemu się domyślimy jego budowy w czasach Kazimierza
Wielkiego. Był własnością królewską do czasu, gdy król Władysław Jagiełło
podarował go mężnemu rycerzowi – Klemensowi z Moskorzewa.
Ów
zamek został rozbudowany w piętnastym wieku przez potomków Klemensa. I tak mamy
zamek górny (starszy) i dolny (późniejszy).
zamek Kamieniec - łatwo rozróżnić górny i dolny zamek, a i wieś też trochę wchodzi w kadr
wtorek, 19 września 2017
Prządki – skałki owiane legendą
Legend
jest kilka, niektóre się wykluczają, inne różnią się niewielkimi szczegółami. Ogólnie rzecz biorąc najczęściej pojawia się
w nich motyw panien zawzięcie przędących mimo dnia świątecznego (czy to
niedziela czy Wielkanoc, różnie powiadają). Oczywiście w tle jest przystojny i
zamożny młodzian.
twarz Prządki-Baby
poniedziałek, 18 września 2017
Pada? A, niech pada…
Pod
tym skromnym hasłem przebiegała nasza niedzielna miniwycieczka.
Było
jasne, że zanosi się na deszczową niedzielę. Mieliśmy jednak ochotę wyjść z
domu. Logika podpowiada w takiej sytuacji trasę niedługą i prowadzącą do domu.
Wysiadamy
z pociągu w Marcinkowie i ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Pleśniówki. Od
razu zaczyna lekko mżyć, wyciągamy osłony przeciwdeszczowe i maszerujemy dalej.
Kamienna w Marcinkowie - już lekko mży
czwartek, 14 września 2017
Ledwo się wycieczka zaczęła, a tu już koniec
Od
dłuższego czasu chciałam sobie połazić po górach. Nawet nie, żeby specjalnie
wysokich, ale tak, żeby były. No i kolega Ed wymyślił wycieczkę, która
teoretycznie pasowała.
Tylko
ramy czasowe dziwne były. Nawet bardzo. Wyjechaliśmy busem po dziewiątej. To już taki poziom ekstrawagancji, że aż dziw.
Myśleliśmy – późno wyjedziemy, późno wrócimy. Ale nie – się przebiegło trasę i
powrót wczesny był.
Początek
wycieczki w Kostomłotach w pobliżu grafitowego hotelu (dojazd – ponad godzinę).
A tam świetna, choć lekko pokryta rosą droga leśna. Chłodno było, więc
ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. Udało mi się kątem oka zauważyć kilku
grzybiarzy. Koledzy odnotowali grzyby (trafiły do torebek).
doskonała droga - nieprawdaż?
środa, 13 września 2017
Bóbrka kobiecym okiem
Chyba
dla nikogo nie jest tajemnicą, że nie przepadam za zwiedzaniem obiektów
przemysłowych. Ale do muzeum w Bóbrce bardzo chciałam się wybrać. Dlaczego? Bo
uległam sile reklamy. I to jakiej – babskiej! Dwie koleżanki zwiedzały to muzeum
i tak się nim zachwycały, że dałam wiarę szczerości ich entuzjazmu.
Poza
tym nie bez znaczenia jest fakt, że w Bóbrce mamy pierwszą na świecie
kopalnię ropy naftowej. W dodatku jest ona nadal czynna. Wniosek – być w
pobliżu i nie zajrzeć to duży błąd.
A
teraz moja relacja. I nich nikt nie oczekuje obiektywizmu. Tak wszystko opiszę,
jak mi serce dyktuje.
do muzeum
poniedziałek, 11 września 2017
Bo to atrakcyjna okolica …
Sam
dojazd zajmuje nam około dwóch i pół godziny. Z tego pół godziny spędzamy na
kieleckim, dworcu PKS. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że obiekt niedługo
przejdzie generalny remont, korzystamy więc z okazji uwiecznienia jego stanu
obecnego. Będzie zdjęcie historyczne.
kielecki dworzec PKS, zwany popularnie "spodkiem" albo "UFO"
piątek, 8 września 2017
Na polnych dróżkach
Takimi
drogami wędrowaliśmy z Iwonicza do Iwonicza-Zdroju i dalej do Jasionki. Pogoda
dopisała, widoki były.
pola i ścieżki w okolicach Lubatowej
środa, 6 września 2017
Z Iwonicza do … Iwonicza
Nie
jest daleko, ale warto zajrzeć i tu i tam.
Dawno,
dawno temu była jedna wieś Iwonicz własność niejakiego Iwonia z Goraja herbu
Korczak. Jak podaje wielce uczona ;) Wikipedia było to w czasach Kazimierza
Wielkiego.
Lata
i wieki mijały, właściciele się zmieniali, każdy coś tam od siebie dołożył,
zbudował, zadbał. Najeźdźcy z obcych krajów coś zniszczyli. Trzeba było
odbudowywać. I tak sobie żył nasz Iwonicz.
W
pierwszej połowie 16. wieku właściciel Iwonicza otrzymał przywilej królewski
potwierdzający właściwości lecznicze źródeł, które biły w tej okolicy.
W
15. wieku powstała pierwsza parafia we wsi, od tamtego czasu kościół parafialny
pod wezwaniem Wszystkich Świętych wielokrotnie rozbudowywano. Nadal widać po
nim pierwotny gotycki charakter, ale dobudowane kaplice czy wieża nie są w tym
stylu.
Udało
nam się na krótką chwilkę zajrzeć do wnętrza, gdzie młodzież szkolna szykowała
się do uroczystego zakończenia roku szkolnego.
nawa główna kościoła p.w. Wszystkich Świętych z neobarokowym ołtarzem głównym i polichromiami iluzjonistycznymi w tym samym stylu
wtorek, 5 września 2017
Jeszcze jedna wędrówka zielonym szlakiem
Szliśmy
tym szlakiem z Barwinka przez Zyndranową aż do podnóża Piotrusia. Tu się
rozstaliśmy.
Kolejne
spotkanie za kilka dni zaczęliśmy w Tylawie. Wysiedliśmy z busa i zaraz prosto
w las.
Tym
razem się nie ubłociliśmy. Trochę mi tylko buty wilgoci złapały na wysokiej
trawie śródleśnej polany. Ale za to las nas nauczył pokory. Najpierw trzeba się
było pochylić pod zwalonym pniem, a potem na podejściu pod Dziurdź to już wolna
amerykanka. Dlaczego? No, bo stromo było. Szef przeskoczył jak Janosik na
szczyt, a ja od drzewka do drzewka i jakoś się wdrapałam. Od razu człowiek wie,
że w górach jest, a nie jakieś pitu pitu.
do lasu z należna pokorą
poniedziałek, 4 września 2017
Spacerkiem po Zawadce Rymanowskiej
Schodzimy
z Piotrusia, na skraju lasu mamy widok na Cergową i wieś u jej podnóża. To
Zawadka Rymanowska. Wciśnięta między dwa masywy górskie, leży nad potokiem, co
do którego nie wiem, jak się nazywa. „Magurskie wyprawy” nazywają go Potok
Terśniański, moja mapa mówi Potok Ambrowski.
widok ze skraju lasu - Cergowa jak na dłoni, a Zawadka Rymanowska schowana
Subskrybuj:
Posty (Atom)